sobota, 24 stycznia 2015

Informacja!

Witam!
Chciałabym wam bardzo podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem "Złego zakładu"... pod ostatnim i pod każdym innym. Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło wam do gustu.
Jestem bardzo wdzięczna za to, że poświęciliście swój cenny czas, żeby przeczytać moje wypociny ;)
1.02. o godzinie 10:00 pojawi się pierwsza część opowiadania pt. "Moja i Twoja nadzieja"
Zapraszam więc was serdecznie.
Pozdrawiam!

niedziela, 4 stycznia 2015

"Zły zakład" część 10 - kontynuacja

Marek Dobrzański siedział pochylony nad papierami. Nie cierpiał papierkowej roboty, ale jego asystentka nie była zbyt kompetentna i w gruncie rzeczy sam musiał się wszystkim zajmować.
Muszę chyba poszukać kogoś innego - pomyślał. Zdenerwowany odsunął od siebie stos dokumentów i oparł się o krzesło odchylając głowę do tyłu. Jego myśli zaczęły krążyć wokół rodziny. Nigdy nie pomyślałby, że będzie miał dziecko z Ulką. Cieszył się z tego faktu bardzo. Karol był dla niego oczkiem w głowie, tak samo jak Olaf. Mimo, że patrząc na Olafa widział w nim Sebastiana to nie zmieniało to jego uczuć względem chłopca. Podziwiał swoją ukochaną. Przecież wspomnienie gwałtu i twarzy Olszańskiego musiało być dla niej okropnie trudne, ale ona zachowywała się tak, jakby w ogóle nie dostrzegała podobieństwa swojego syna do dawnego oprawcy.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos pukania.
- Proszę! - krzyknął
W progu pojawił się Sebastian Olszański. Przez moment Marek chciał powiedzieć mu żeby spieprzał, ale powstrzymał się i oficjalnym tonem rzekł:
- Co cię do mnie sprowadza?
Sebastian podszedł bliżej biurka swojego dawnego przyjaciela i wyciągnął dłoń z jakimś dokumentem. Marek wziął od niego papier i szybko przeleciał go wzrokiem.
- Uciekasz, tak? - zapytał złośliwie
- Ta praca nie daje mi zbyt dużo satysfakcji - odpowiedział szybko.
- No popatrz, a przez prawie dziesięć lat dawała ci satysfakcję?
Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego westchnął ciężko. Brakowało mu przyjaciela, ale wiedział, że ta dziwka wszystko zepsuła. Wygadała się Markowi o tym co się kiedyś tam zdarzyło i całą przyjaźń trafił szlag.
- Wiesz Sebastian - zaczął Marek - powinienem był zgłosić na policję to co zrobiłeś
- I kto ci uwierzy? - prychnął - Ty jesteś na tyle głupi, że wierzysz tej dziwce?!
- Nie mów tak o niej! Po co miałaby kłamać?
Seba zaśmiał się szyderczo.
- Jak to po co? Żeby cię omamić, wziąć na litość! Zawsze na ciebie leciała, a teraz nadarzyła się okazja żeby z tobą być, prawda?
Marek nie mógł uwierzyć w to, że Sebastian jest aż tak cyniczny. Jak oni mogli się kiedyś przyjaźnić? Dlaczego nie dostrzegłem jaki to skurwiel? 
- Ty chyba sam nie wierzysz w to co mówisz! Człowieku ty ją zgwałciłeś, a potem zrobiłeś jej zdjęcia, którymi pochwaliłeś się mnie!
- Wygrałem zakład. Chciałeś mieć jakiś dowód, to go dostałeś. Zresztą nie strugaj niewiniątka. Sam byś ją przeleciał, gdyby tylko nadarzyła się okazja.
- Nie posunął bym się do takiego świństwa. Ty jej zniszczyłeś całe życie.
Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Sebastian obrócił się i ujrzał ją. Ona nawet na niego nie spojrzała. Zapłakanym głosem odezwała się w stronę Marka.
- Karol zniknął.
Przez chwilę do Marka nie docierały jej słowa. Jak to zniknął? Gdzie? Dlaczego?
Sebastian nie wiedział gdzie ma się podziać. Ula zmieniła się i to bardzo. Była już kobietą po trzydziestce, miała bladą twarz i duże podkrążone oczy, jakby nie spała od tygodni. Oprócz tego jej niegdyś ładną buźkę zdobiły czerwone plany po płaczu. Mężczyzna nie miał pojęcia co mu się kiedyś w niej podobało i co teraz podoba się w niej Markowi. Dopiero teraz zauważyła jego obecność. Przełknęła ślinę i odsunęła się w tył. Dobrzański zauważył, że jej ręce zaczęły trząś się jeszcze bardziej.
- Idź sobie! - krzyknął Marek w stronę Olszańskiego.
Sebastian minął swoją ofiarę, która na moment wstrzymała oddech, gdy obok niej przechodził. Zamrugała kilka razy i znów powtórzyła to samo:
- Karol zniknął.
Marek wiedział, że nie ma sensu wypytywać jej o nic więcej bo jest roztrzęsiona i zdenerwowana. Wsadził ją i Olafa do samochodu i pojechali na komisariat. Ula, tak samo jak i jej synek całą drogę płakali.
Na miejscu mieli złożyć zeznania, ale ani Ula ani Olaf nie umieli dokładnie powiedzieć jak tak kobieta wyglądała.
- Jesteś pewny, że nigdy nie widziałeś tej pani? - odezwał się policjant do Olafa.
Chłopiec pokręcił przecząco głową.
- A coś charakterystycznego co rzuciło ci się w oczy gdy ją zobaczyłeś?
- Brązowe, długie włosy - wyjąkał.
- A kolor oczu?
Olaf usilnie próbował sobie przypomnieć kolor jej oczu, ale nie umiał. To wszystko działo się tak szybko...
Policjant westchnął. Skoro ani chłopiec, ani ta kobieta nie wiedzieli jak wyglądał porywacz to trzeba było iść innym kierunkiem.
- W co ubrane było pani dziecko?
- W niebieski kaftanik. Na głowie miał białą czapeczkę, a na nogach takie grube skarpety też niebieskie.
Policjant notował uważnie. Było mu szkoda tej kobiety. Postanowił, że zrobi wszystko aby odnaleźć jej synka.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, ale proszę się uzbroić w cierpliwość. Będziemy do państwa dzwonić gdybyśmy dowiedzieli się czegoś.
- A jak ona mu coś zrobi?
- Proszę tak nie myśleć. Gdyby żądała okupu pewnie zadzwoniłaby już.
- Po co jej moje dziecko?
- Nie mam pojęcia. Ale dowiemy się wszystkiego,
Pożegnali się z policjantem i pojechali do domu. Ani Marek ani Ula nie potrafili jasno myśleć. Usiedli przy stole i przez moment między nimi trwała cisza.
- Może to któraś z twoich byłych dziewczyn? - zapytała Cieplak po dłuższej chwili milczenia.
- Nie... Ula, powiedz mi jak mogłaś zostawić samego Karola przed sklepem?
- Był z Olafem. Skąd mogłam wiedzieć, że jakaś baba będzie chciała porwać mi dziecko?!

Kamila siedziała na bujanym fotelu i w ramionach kołysała swój największy skarb. Chłopiec był taki podobny do Marka. Nigdy nie wierzyła, że będą mieli dziecko, a tu proszę. Jej ukochany pewnie się ucieszy...
Chłopiec ciągle płakał i nie potrafiła go uspokoić, ale to zupełnie jej nie przeszkadzało. Tuliła swojego synka i nie miała zamiaru nigdy więcej wypuszczać.
- Już nikt mi ciebie nie zabierze - wyszeptała, całując synka w główkę.

Była późna noc. Ula czekała na telefon z jakąś informacją z policji. Nie mogła zasnąć. Nie teraz, gdy nie wie co dzieje się z jej dzieckiem...
Usłyszała kroki swojego ukochanego. Przysiadł na brzegu kanapy i westchnął.
- Idź spać. Ja poczekam - powiedział, obejmując ją.
- Nie... możesz zasnąć i wtedy nie odbierzesz telefonu. Ja nie jestem zmęczona.
To było kłamstwo. Oczy same jej się zamykały. Piła już chyba trzecią kawę, ale to niezbyt pomagało.
- Marek, to moja wina... To kara za to, że chciałam go usunąć, tak samo jak karą było poparzenie Olafa. Też chciałam się go pozbyć, jak jakiegoś śmiecia...  Boże, jestem złą matką - rozpłakała się.
- Skarbie, o czym ty mówisz? Jesteś cudowną matką. Kochasz Olafa i Karola mimo tego, że Olaf jest synem Sebastiana, a Karol nie był planowany. To nie twoja wina.
- Dzisiaj kiedy zobaczyłam go w twoim gabinecie znów wszystko do mnie wróciło. Jego wzrok, zapach. Pamiętam to wszystko tak dokładnie, jakby zdarzyło się wczoraj.
- Dlaczego nie zgłosiłaś go na policję?
- Marek... ja przez wiele lat myślałam, że byłam winna tego co mi zrobił. Przecież on powiedział, że sama tego chciałam. Może to głupie, ale bałam się, że to mnie skażą, a nie jego.
- Pamiętaj. Nie jesteś winna niczemu. Sebastian to kawał gnoja, ale już ani ty ani ja go nie zobaczymy. A Karol się odnajdzie. Cały i zdrowy.
Pocałował ją delikatnie w usta.
- Idź spać - powtórzył.
Zgodziła się, ale pod warunkiem, że będzie spać tutaj blisko telefonu. Zgodził się. Przykryła się kocem i chwilę potem zasnęła.

To wszystko było ponad jej siły. Już prawie dwa tygodnie minęło od zniknięcia Karola. Tak samo jak Ula, Marek nie potrafił się na niczym skupić. Wziął więc urlop w pracy. Postanowili na własną rękę szukać Karolka. Rozwieszali plakaty ze zdjęciem i rysopisem dziecka w nadziei, że ktoś go widział i da im znać. Cieplak przestała normalnie funkcjonować. Żyła tylko oczekiwaniem na telefon. Marek widział jak jego ukochana niknie w oczach. Wmuszał w nią jedzenie, ale ona z tego zdenerwowania zwracała wszystko. Cała opieka nad Olafem, wożenie go na rehabilitację, odbieranie ze szkoły, odrabianie lekcji spadło na Marka. Cały dom również był na jego głowie. Nie narzekał. Wiedział, że Ula nie da rady nic zrobić. Ciągle słyszał jak płakała, albo winiła siebie za to co się stało. Chciał jej jakoś pomóc, ale odtrącała go od siebie, mówiąc, że da sobie radę. On jednak wiedział, że nie da. Była wyczerpana psychicznie i fizycznie. Udał się po poradę do psychiatry. Ale ten nie powiedział mu zbyt wiele, twierdząc, że pacjentka musi wyrazić zgodę na leczenie. Próbował wytłumaczyć, że ona za chwilę popadnie w depresję, że zrobi coś głupiego, ale lekarz zalecił tylko rozmowy i odwracanie uwagi od przykrych zdarzeń.
Któregoś dnia miał już dosyć ciągłego płaczu i oczekiwania na telefon, który od trzech tygodni nie odezwał się ani razu.
Wyszedł więc z mieszkania, zabierając ze sobą Olafa. Poszli na pizzę, Musieli się trochę odstresować. Oboje. Dla chłopca to tez nie była łatwa sytuacja. Winił ciągle siebie za to co się stało. Marek starał się wpoić mu, że to nie jego wina. Olaf był tylko dzieckiem. W jego wieku to normalne, że wierzy się we wszystko co mówią dorośli.
- Pójdziemy potem do marketu. Trzeba kupić coś na kolację - powiedział Marek, gdy jedli trzeci kawałek pizzy.
Niespełna dwadzieścia minut później szli w stronę Netto. Wzięli wózek i ładowali do niego warzywa i owoce. Stali przy słodyczach, gdy nagle dostrzegł ją. Stała nieopodal, w ręku trzymała czekoladę. Chciał do niej podejść, ale głos Olafa sprawił, że zamarł w bezruchu.
- To ją widziałem wtedy.
- Olaf, jesteś pewny?
Chłopiec pokiwał głową. Dobrzański starał się uwierzyć w to, że Kamila porwała jego synka. Po co miałaby to robić? Mści się za coś? Jeśli tak to za co?
Nie zauważyła ich. Poszła w swoim kierunku. Nie wiedział co ma zrobić, czy podejść do niej, czy wezwać policję, która przez tak długi czas nie znalazła ich syna?
Zadzwonił do Uli.
- Halo? - usłyszał jej słaby głos.
- Wiem kto porwał Karola.
- Kto? - ożywiła się nagle.
Westchnął ciężko,
- Kamila
- Co? Po co...
- Nie wiem.
- Ale jesteś pewny?
- Tak, Olaf ją rozpoznał.
- To zadzwoń na policję.
Jak powiedziała, tak też zrobił. Podał im dokładny adres swojej byłej narzeczonej. Stąd do jej mieszkania nie było daleko. Za chwilę pewnie wróci do domu.

Ula nie czekała długo. Ubrała się i od razu pognała do mieszkania Potockiej. Waliła pięściami w jej drzwi, ale nikt nie otwierał. Straciła nadzieję, gdy nagle zauważyła jak idzie w jej kierunku. Cieplak podeszła do niej od razu i bez zbędnych ceregieli wysyczała:
- Gdzie moje dziecko?
Kamila nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Jej dziecko? To nie dziecko Uli! To dziecko Kamili i Marka.
- Co z nim zrobiłaś?
- Odejdź! Nie wiem o czym mówisz.
- To wpuść mnie do mieszkania. Udowodnij, że go tam nie ma.
Kamila zawahała się, ale wpuściła Ulę do swojego mieszkania. Kobieta rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu swojego syna, ale faktycznie. Nie było go tam.
- Co z nim zrobiłaś?
Kamila usiadła na kanapie i nerwowo splotła palce.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Mój syn cię rozpoznał w sklepie. To ty porwałaś mojego Karola.
- Twojego? Twojego?! To mój syn, rozumiesz?!
Głos Kamili brzmiał straszliwie. Jakby wstąpił w nią jakiś demon. Ula odsunęła się niezauważalnie. Potocka podeszła do szuflady, gwałtownie ją otworzyła i wyciągnęła z niej pistolet. Celowała nim prosto w głowę Uli.
- Kamila... posłuchaj mnie uważnie....
Nie dane jej było dokończyć, bo do mieszkania ktoś wszedł. Starsza kobieta z dzieckiem na rękach.
- Karol... - wyszeptała.
Dziecko zaczęło płakać. Kamila wzięła go z rąk swojej matki.
Olga nie miała pojęcia co się dzieje.
- Proszę wziąć jej Karola - wyszeptała Ula - To moje dziecko.
Starsza kobieta popatrzyła na swoją córkę, później na stojącą niedaleko kobietę i nie wiedziała co ma zrobić. Myślała, że dziecko zostało oddane pod opiekę Kamili, ponieważ Marek i jego narzeczona chcieli pojechać na urlop. Taka wersja została jej przedstawiona.
- Kamila, o czym mówi ta kobieta?
- Mamo, nie słuchaj jej. Ona jej obłąkana. Najpierw oddaje mi swoje dziecko, a później żąda abym jej go oddała. Jesteś złą matką! - wykrzyknęła do Uli.
- Ona porwała mojego syna. Prawie miesiąc temu.
- To nie twój syn.
Celując dalej w Ulę, podeszła bliżej okna. Usiadła na parapecie z dzieckiem na rękach.
- Co ty robisz?
Kamila schowała pistolet za pasek od spodni, objęła Karola obiema rękami i stanęła w otwartym oknie, jak samobójca.
- Jak się zbliżysz to skoczę - rzekła cicho.
- Córcia... Nie rób tego. Oddaj dziecko tej pani.
Olga starała się przemówić do rozsądku swojej córce, ale nie za bardzo się to sprawdzało. Każde jej błagania, tak samo jak i prośby Uli powodowały większe zdenerwowanie Kamili. Krzyczała, że Ula zabrała jej Marka, że chce zabrać jej też syna. Cieplak czuła się jak w koszmarze.
Usłyszały nagle męski głos. Kamila obróciła się z dzieckiem w rękach, tak, że stała teraz tyłem do Uli i swojej matki.
- Pani Kamilo, proszę się zastanowić...  - to był negocjator.
- Nie! Odpieprzcie się!
- Chce pani zrobić krzywdę sobie i dziecku? Przecież pani go kocha, prawda? Proszę pomyśleć jak będzie się czuła pani rodzina, gdy nie dość, że skrzywdzi pani siebie to jeszcze to niewinne dziecko.
- Kamila, błagam cię - głos Uli łamał się przy każdym słowie - Wiem, że kochasz Marka, że spotkała cię krzywda w tym Afganistanie, ale dlaczego mścisz się na mnie i Karolku?
Potocka zauważyła, jak na dole stoi Marek z Olafem.
- Nie musi pani skakać. Przecież może sobie pani ułożyć życie na nowo, prawda? - negocjator nie dawał za wygraną.
- Ale ja nie chcę nikogo innego! Chcę Marka!
- Z tego co mi wiadomo sama pani prosiła swojego byłego narzeczonego o to, aby ułożył sobie życie z kimś innym.
- Ale teraz chcę żeby do mnie wrócił!
Marek był zmęczony tym wszystkim. Ale wiedział, że od tego co powie teraz być może będzie zależeć życie Karola i Kamili.
- Skarbie - odezwał się - Zawsze będę cię kochać i ty mnie również. Chcesz mnie skrzywdzić? Skrzywdzić Karola? Dlaczego?
- Nie chcę! Ale nie mam wyjścia.
- Dlaczego?
- Bo ty nie chcesz ze mną być.
- To ty nie chciałaś być ze mną, pamiętasz?
- Jak zejdę z tego parapetu to obiecujesz, że zostaniesz ze mną?
Marek zawahał się.
- Tak. Tylko zejdź.
Kamila niepewnie odwróciła się w stronę swojej matki i Uli i zeszła z parapetu. Zapłakana Ula od razu pobiegła po swojego syna, który nie przestawał płakać. Bało się biedactwo. 
Cieplak tuliła swojego synka w ramionach. Płakała i śmiała się równocześnie.
- Nie bój się. Nic ci się nie stanie. Obiecuję - szeptała.
Olga podeszła do swojej córki i też ją objęła.
- Przepraszam mamo.
Olga wyprowadziła swoją córkę przed blok gdzie czekała karetka i pełno radiowozów. Skuli ją od razu w kajdanki i wsadzili do jednego z samochodów. Ula zeszła z Karolem na rękach po chwili.
- Jak się czujesz? - zapytał się Uli.
- Szkoda mi Kamili. Ona bardzo cię kochała.
Marek objął Ulkę i Karola i popłakał się. Dał w końcu upust wszystkim emocjom, które kłębiły się w nim od tylu dni.

Kilka dni później do ich mieszkania zawitała Olga Potocka. Ula nie wiedziała jak ma zachować się w towarzystwie tej kobiety. Matka Kamili przeprosiła ich za zachowanie córki i za to, że dała się nabrać jak dziecko na bajeczkę o opiekowaniu się. Cieplak jak i niedoszły zięć Olgi przyjęli jej przeprosiny. To nie była jej wina, to w gruncie rzeczy nie była nawet wina Kamili. Okazało się bowiem, że kobieta miała załamanie nerwowe spowodowane wydarzeniami z Afganistanu.

Miesiąc później sąd orzekł, że Kamila jest niepoczytalna i skierował ją do szpitala psychiatrycznego. Marek i Ula odwiedzali ją, początkowo nie chciała z nikim rozmawiać, ale terapia zaczęła przynosić skutki i Kamila przeprosiła ich za swoje zachowanie. Wybaczyli jej i od tamtej pory starali się zapomnieć o tych przykrych zdarzeniach.

Gdy ich życie nabrało normalnego tempa postanowili wyjechać na wakacje. Było to prawie rok po tym co się wydarzyło. Dobrzańscy zaoferowali się, że mogą zająć się przez tydzień swoimi wnuczętami, na co Marek jak i Ula przystali z wielką ochotą.

Grecja była pięknym państwem. Stali na balkonie chłonąc krajobraz. Mieli widok na morze, za którym rozciągały się pasma gór. Ula nigdy nie przypuszczała, że będzie aż taka szczęśliwa i spokojna.
- Pięknie tutaj - westchnęła.
- Ula...
Kobieta spojrzała na niego. Marek klęknął i z kieszeni spodenek wyciągnął brązowe pudełeczko.
- Wiesz, że bardzo kocham ciebie i dzieciaki. Dlatego...  wyjdziesz za mnie?
- Marek...  ja... Tak! Wyjdę za ciebie - założył na jej palec pierścionek i porwał ją w objęcia.
- Kocham cię najmocniej na świecie - powiedziała między pocałunkami.
Wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju. Rozebrał ją i całował każdy centymetr jej ciała. Wiła się pod jego dotykiem. Nie kochali się zbyt często, mówiła, że nie jest gotowa. Tak w istocie było. Bała się zbliżenia, bo podświadomie czuła, że nie spełni się w tym całkowicie. Marek nie nalegał.
Kiedy była rozpalona już do granic możliwości, co zdziwiło ją nieco, jej ukochany wszedł w nią delikatnym ruchem. Jej ciało wygięło się w łuk. Zaczął się poruszać, a ona jęczała. Kiedy poczuł jej skurcze doszedł w tym samym momencie co ona. Przez te kilka chwil oboje przestali oddychać. Opadł na nią odzyskując świadomość.
- Dziękuję - wyszeptała, na co on czule pocałował ją w usta.


KONIEC

piątek, 2 stycznia 2015

"Zły zakład" część 9 - kontynuacja

Święta zbliżały się wielkimi krokami. Dzień porodu również, dlatego ani Marek ani Ula nie chcieli robić hucznej kolacji wigilijnej. Postanowili ten dzień spędzić w trójkę, a dopiero w następny dzień pojechać do rodziców Marka i jak oboje ustalili- do rodziny Uli.
Helena i Krzysztof Dobrzańscy poznali Cieplak zupełnie przypadkowo. W drugim tygodniu grudnia Marek i Ula razem z Olafem wybrali się na świąteczne zakupy, zrządzenie losu chciało, że w tym samym dniu i tym samym sklepie spotkali Seniorów Dobrzańskich, którzy dowiedziawszy się, że zostaną dziadkami omal nie zemdleli. Marek wytłumaczył im wszystko na spokojnie i seniorzy postanowili zaakceptować wybór swojego syna, choć nie obeszło się bez pytań o Kamilę. Marek na każde ich pytanie starał się odpowiadać zgodnie z prawdą. Na prośbę Uli nie mówił rodzicom na razie nic o wypadku Olafa. Kobieta nie chciała bowiem, aby Dobrzańscy pomyśleli sobie, że Marek jest z nią z litości. 
Wigilię spędzili w miłej atmosferze. Późnym wieczorem rozsiedli się wygodnie na kanapie.
- Co z Kamilą? - zapytała Ula. 
Marek popatrzył na nią dziwnie. 
- A co ma być? 
Westchnęła ciężko.
- Marek, przecież gdyby nie ona nie bylibyśmy razem. Wydaje mi się, że miło jej będzie gdy pojedziemy do niej w drugi dzień świąt. 
Dobrzański zastanowił się chwilę po czym przyznał Uli rację. Z Kamilą mieli się spotkać dwudziestego szóstego grudnia. 
Od samego rana Ulka była strasznie podenerwowana. To dzisiaj po ponad siedmiu latach rozłąki miała się spotkać ze swoją rodziną. Długo analizowała całą tę sytuację, doszukując się jakiś minusów. Bała się, że rodzeństwo jej nie pozna, a ojciec stwierdzi, że skoro odeszła to nie jest już jego córką. Przecież może tak zrobić, wcale by się nie zdziwiła. Zachowała się te parę lat temu jak skończona kretynka, ale wtedy wydawało jej się, że słusznie postępuje. Całą noc myślała nad tym co ma powiedzieć ojcu gdy już się spotkają, Wstydziła się mówić o przyczynie swojego zniknięcia, ale miała też świadomość, że bez tego nie obejdzie się ich rozmowa. 
Marek zaparkował przed bramą domu numer osiem. Był późny ranek. 
- Nie bój się mamo - usłyszała głos Olafa. 
Odwróciła się w jego stronę.
- Nie boję się - powiedziała, ale wiedziała, że to kłamstwo. 
Nie powinna się stresować w końcu może to zaszkodzić dziecku. Wzięła kilka głębszych oddechów i popatrzyła na Marka, w jej oczach malował się strach.  
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił ją. 
Wysiadła w końcu z samochodu, Marek stwierdził, że nie będzie jej przeszkadzał w rozmowie z rodziną, więc posiedzi w samochodzie i poczeka. Na początku nie chciała tego, ale po dłuższym namyśle zdecydowała, że jest to dobre rozwiązanie. Wzięła z bagażnika torby z prezentami, które pomógł jej nieść jej syn. Brama jak zawsze była otwarta, więc nie było problemu z wejściem na podwórko. 
Serce waliło jej niemiłosiernie. Zawahała się stojąc przed drzwiami, ale Olaf nie był aż tak zestresowany, więc wyręczył ją w pukaniu do drzwi. Kiedy przez kilka sekund nikt nie otwierał chciała się wycofać, ale usłyszała nagle jak ktoś przekręca zamek. Przed nią stanęła ładna dziewczynka. Miała około trzynastu lat. Spojrzała na Ulę i zapytała: 
- Pani do kogo? 
Beatka nie poznała swojej siostry. Aż tak bardzo się zmieniła? 
Ula chciała coś powiedzieć, ale za Beatą stanął Józef. Postarzał się przez te kilka lat i to bardzo. 
- Cześć tato - powiedziała łamiącym się głosem. 
- Ulka! Matko jedyna! - krzyknął i od razu wpuścił ją do środka. 
Beatka stała w korytarzu zdezorientowana. Miała kiedyś siostrę Ulę, ale ona odeszła od nich i w głowie Betty zapisał się nikły obraz kobiety.
Usiedli przy kuchennym stole. 
- Tato - odezwała się cicho - To jest Olaf, twój wnuk - chłopczyk uśmiechnął się do dziadka.
Przez chwilę Józef wpatrywał się w twarz swojego wnuczka, ale przygarnął go w końcu do siebie ściskając mocno, jak najcenniejszy skarb. To samo zrobił z Ulą. Obejmował ją długo i płakał jak małe dziecko. Ona również płakała, bo strasznie brakowało jej tego ojcowskiego, silnego uścisku. 
- Dziecko, co się z tobą działo? - zapytał Cieplak. 
Wiedziała, że nadszedł ten moment, gdy musi powiedzieć co się wydarzyło, co skłoniło ją do ucieczki. Poproszona przez Józefa Beatka, postanowiła zająć się chwilę Olafem, który z racji swojego wypadku i rehabilitacji, którą jeszcze przechodził był mało ruchliwy. 
Nie wiedziała jak ma zacząć, Szukała odpowiednich słów. Józef czekał cierpliwie. 
- Zostałam zgwałcona, tato - powiedziała cicho - Nie mogłam ci spojrzeć w oczy. Brzydziłam się siebie. W tamtym momencie wydawało mi się, że dobrze postępuję uciekając. Zabrałam więc któreś nocy swoje rzeczy i wyszłam z domu, jakby to miało załagodzić ból po tym co się wydarzyło. Wsiadłam do pociągu i pojechałam nad morze. Nie miałam jednak zbyt dużo pieniędzy, prawie nic. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, aż nagle po trzech dniach przyszło zbawienie. Spotkałam zakonnicę, która zaproponowała mi pomoc. Powiedziała, że widzi mój ból i pomoże mi się z niego wyzwolić, Wiem, że to głupie, ale ona była taka miła. Poszłam z nią więc do klasztoru, gdzie siostry dały mi coś pić, jeść i zapewniły miejsce do spania. Byłam im ogromnie wdzięczna. Powiedziały, że mogę zostać u nich ile tylko zechcę, bo czują, że mam dobrą duszę tylko zabłądziłam. Zaproponowały nawet, że mogę wstąpić do zakonu. Wtedy to nie był głupi pomysł. Przemyślałam to i stwierdziłam, że właściwie czemu nie? Poszłam do opatki i po głosowaniu, które przeprowadziły siostry większość zgodziła się na to, abym również została siostrą zakonną. Tak jak mi kazały - obcięłam włosy, wyzbyłam się wszystkich dóbr w postaci biżuterii. Opiekowały się mną bardzo dobrze, wprowadzały w życiu zakonu i nawet mi się to podobało. Strasznie jednak tęskniłam za wami - w jej oczach zalśniły łzy. Otarła je szybko i kontynuowała - Aż nagle okazało się, że jestem w ciąży. Myślałam, że zwariuję, Chciałam zacząć nowe życie, a te stare wciąż mnie doganiało. Nie miałam pojęcia co robi się w zakonie, gdy któraś z sióstr dowie się, że inna jest w ciąży. Trzymałam więc to w tajemnicy kilka dni, ale chciałam sprawdzić jeszcze raz. Może test się pomylił? Kupiłam jeszcze jeden i znów wyszedł pozytywny. Jedna z sióstr przyłapała mnie w łazience z testem w dłoni, obie w tamtym momencie wiedziałyśmy, że dziecka trzeba się pozbyć. Ubrałam się więc w normalny strój cywilny i wyszłam z klasztoru zmierzając do kliniki, gdzie pozbędę się problemu. Ja wiem, tato, że to co mówię jest strasznie, że Olaf nie jest przecież problemem, ale wtedy patrzyłam na to zupełnie inaczej. Chciałam się odciąć od starego życia, a nie mogłam. Miałam wejść do tej kliniki zapytać ile to kosztuje, ale stchórzyłam. Nie umiałam go ot tak usunąć. Postanowiłam więc, że oddam go w dobre ręce zaraz po urodzeniu. To było dużo łatwiejsze, prawda? Ja też tak myślałam, ale nie mogłam tego zrobić. Kochałam to dziecko mimo wszystko. Ledwo wiązałam koniec z końcem, aż nagle uświadomiłam sobie, że muszę wyjechać z Gdańska. Mieszkałam w małym pokoju razem z dwoma dziewczynami, którym też nie za bardzo się układało w życiu. Spakowałam swoje i Olafa rzeczy i znów uciekłam, tym razem z powrotem do Warszawy. Tam spotkałam Jurka, mojego byłego już faceta, który zaopiekował się mną i moim synem. Był dobrym mężczyzną, ale chyba nigdy go nie kochałam. Byłam z nim tylko dlatego, że nie miałam gdzie się podziać. Jerzy lubił wypić, stawał się potem agresywny. Nie odeszłam jednak od niego. Musiało minąć sporo czasu, żebym zobaczyła jaki jest egoistyczny. Rok temu Olaf miał wypadek. Poparzył się. Nie wiedziałam czy przeżyje. Bałam się, nie umiałam w nocy spać. Ale wyzdrowiał, a ja spotkałam Marka, którego bardzo kocham i który jest ojcem mojego dziecko - wskazała na brzuch.
Józef słuchał jej uważnie. Przez cały ten czas gdy mówiła na jego starczej twarzy malowało się wiele emocji, od smutku, po zaskoczenie na radości kończąc. 
- Znów będę dziadkiem, tak? 
Pokiwała twierdząco głową. Nagle poczuła, jak wielki kamień z serca jej spadł. Czuła się nareszcie wolna. Rozdała prezenty ojcu, Beatce a dla Jaśka zostawiła w jego pokoju. Wyjechał on bowiem do Norwegii zaraz po studiach i miał przyjechać dopiero za dwa dni. Porozmawiali jeszcze chwilę już z Markiem. Józef poznał partnera Uli. Spotkali się jakiś czas temu. Wtedy Cieplak nie miał pojęcia co dzieje się z jego córką, nie wiedział nawet czy ona żyje. Dopiero ten sympatyczny mężczyzna rozwiał jedną z jego wielu wątpliwości - Ula żyje. Radość Józefa była wtedy wręcz niepohamowana. Skoro żyła to była jakaś nadzieja na skontaktowanie się z nią. Mężczyzna jednak po dłuższym namyśle stwierdził, że nie będzie się narzucać. Musiał być jakiś powód zniknięcia Ulki i jeżeli poukłada ona sobie wszystkie sprawy to na pewno odwiedzi swoją rodzinę. Wierzył w to. Każdego dnia powtarzał sobie w myślach, że musi być cierpliwy, że Ula nie jest egoistką i za niedługo stanie w progu ich domostwa. W końcu po tak długim czasie jego modły się spełniły. Odzyskał ją i dowiedział się czemu zniknęła, oprócz tego poznał swojego wnuka.
Żegnał Ulę, Marka i Olafa z wielkim bólem, nie potrafił nacieszyć się swoją córką. Obiecała mu jednak, że wpadnie za kilka dni. Zostawiła również numer telefonu. Odzyskała swoją rodzinę. Nareszcie!

Olga Potocka weszła do mieszkania swojej córki około godziny piętnastej. Nie rozmawiały już od dobrych trzech dni. Olga wiedziała, że nie wróży to niczego dobrego. Kamila była rozchwiana emocjonalnie i w każdej chwili mogła zrobić coś głupiego. Początkowo Olga dzwoniła do Kamili codziennie, pytając jej jak się czuje i pocieszając. Sama Kamila również często dzwoniła. Czuła, że rozmowa z matką jest jedyną rzeczą, która trzyma ją jeszcze na tym świecie.
Trzy dni temu kobiety pokłóciły się o jakąś nic nieznaczącą rzecz i od tamtego czasu matka dziewczyny nie miała kontaktu z córką. Seniorka była kobietą dumną i zwykle po kłótniach nie czuła się w żaden sposób winna, dlatego też nigdy nie dzwoniła z przeprosinami jako pierwsza. Wiedziała, że tym razem zachowała się jak gówniara i powinna w ogóle nie wdawać się z dyskusję, albo chociaż od razu pojechać do domu swojego dziecka i porozmawiać. Olga oczywiście nie zrobiła tego i dopiero teraz odsunęła swoją dumę na bok.
Salon w którym właśnie stała był kompletnie zdemolowany. Poprzewracane meble, rozbite wazony, ramki ze zdjęciami i milion innych rzeczy, których Olga nie umiała nazwać. Mieszkanie wyglądało jak melina. Kobieta wzrokiem odszukała swojej córki i gdy stwierdziła, że w tym pomieszczeniu jej nie ma zaczęła zaglądać do innych pokoi. Zastała ją w sypialni. Siedziała w fotelu i wpatrywała się w jeden punkt na ścianie.
- Kami - rzekła cicho Olga, spokojnie podchodząc do córki.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i przeniosła wzrok na swoją matkę.
- Przepraszam - głos Kamili był cichy i trochę zachrypnięty - Przepraszam, że jestem złą córką - dodała po chwili.
Starsza kobieta usiadła na łóżku, niedaleko fotela, na którym siedziała Kamila i popatrzyła na swoje dziecko nie za bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Partnerką też byłam złą - kontynuowała - Myślisz, że gdyby Marek mnie naprawdę kochał to odszedłby?
- Kamila, przecież ty sama tego chciałaś.
- Chciałam żeby był szczęśliwy. I jest. Będzie miał dziecko z tą dziewczyną. Ze mną nigdy o tym nawet nie wspominał.
- Może dziecko nie było planowane?
Kamila wzruszyła ramionami.
- A gdyby dowiedział się, że ja też miałam być matką, a on ojcem. Jestem ciekawa czy gdybym nie poroniła to by wrócił do mnie.
- Nie możemy gdybać. Stało się tak a nie inaczej. Nie możesz winić Marka za to, że sama chciałaś, aby odnowił znajomość z tą dziewczyną. Niemal wepchnęłaś go w ramiona innej.
- Ja go tak kocham, mamo - powiedziała płaczliwie - Ale nikt już nie będzie mnie chciał.
- Czemu tak myślisz?
- Jestem kaleką.
- Za tydzień będziesz miała protezę. Zaczniesz żyć jak normalny człowiek.
Młoda Potocka spojrzała raz jeszcze w oczy swojej matki. Chciała się uśmiechnąć. Wierzyć w to, że któregoś dnia jej życie stanie się lepsze, ale tak trudno było jej myśleć pozytywnie. Po tym co przeszła jej świat zawalił się całkowicie. Matka miała rację  - sama chciała, żeby Marek był z Ulą. To ona zafundowała sobie to cierpienie, ale skąd miała pewność, że wróci z tego cholernego Afganistanu? Nie chciała go ograniczać, nie chciała, żeby w samotności cierpiał gdyby jej cię się coś stało. Była idiotką, w dodatku kaleką idiotką, która poroniła, chociaż niczego innego na świecie nie pragnęła aż tak bardzo jak dziecka. Strata dziecka w tym wszystkim bolała ją najbardziej.

Był wieczór, gdy Marek, Ula i Olaf wracali od Dobrzańskich z obiadu. Spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze. Rodzice Marka byli bardzo uprzejmi. Szczerze cieszyli się z tego, że zostaną dziadkami. Olaf, jako chłopiec rezolutny kupił sobie serca Dobrzańskich.
Następnego dnia mieli odwiedzić Kamilę, ale gdy zajechali po jej blok okazało się, że nie mam jej w domu. Marek próbował się do niej dodzwonić, ale nie odbierała. Napisał więc tylko sms-a o tym, że byli i gdy będzie miała czas to niech się odezwie, to wyjdą gdzieś na kawę lub herbatę. Nie odezwała się jednak, a Marek tak samo jak i Ula nie chciał się narzucać,

Kilka dni przed wyznaczonym terminem porodu Ula dostała silnych skurczy. Marek zabrał ją do szpitala, gdzie od razu zabrali ją na salę porodową. Rodziła długo i w wielkich męczarniach. Dobrzański chciał przy niej być, ale Cieplak nie chciała aby widział ją w takim stanie. Słyszał tylko na korytarzu jej krzyki, które zdawały się nie mieć końca. Olaf siedział na krześle i również się denerwował. Pragnął mieć braciszka i w myślach modlił się o to aby na świat nie przyszła jednak dziewczynka. Dziewczyny są głupie - przemknęło mu przez myśl.
- Czemu ciągle tak chodzisz? - zapytał Marka, który pozwolił sobie mówić po imieniu.
Mężczyzna spojrzał na Olafa.
- Denerwuję się - rzekł.
- Ja też. Chciałbym mieć brata.
Marek westchnął ciężko. On chciał aby to wszystko już się skończyło.
Około godziny trzynastej z sali wyszedł lekarz. Podszedł do Marka i powiedział:
- Gratuluje, ma pan syna.
Olaf poderwał się z miejsca i wydał z siebie okrzyk radości. Marek porwał go na ręce i obrócił się razem z nim dookoła własnej osi. Również był szczęśliwy. Poszli od razu na salę, gdzie leżała Ula. Była bardzo zmęczona, ale również szczęśliwa.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał Marek, który na widok swojego czarnowłosego synka prawie się rozpłakał.
- Dobrze - odpowiedziała, ale wszystko ją bolało i jedyne czego teraz pragnęła to sen.
- Jest taki malutki - powiedział Olaf.
- Jak chcesz dać mu na imię? - zapytała Ula swojego starszego syna.
Chłopiec wzruszył ramionami. Znał dużo fajnych imion, ale teraz żadne nie przychodziły mu do głowy.
- Hmmm... Może Karol? - zaproponował w końcu.
- Jak książę Walii - uśmiechnął się Marek.
- Może nazwijmy go Filip - chłopcy spojrzeli na Ulę - jak król Anglii. Może kiedyś nim zostanie?
Wybuchnęli śmiechem, ale zgodzili się na to, aby noworodek nazywał się Karol.
Marek zadzwonił do swoich i Uli rodziców z informacją o tym, że urodziła. Cieszyli się, mówiąc, że odwiedzą ją jutro.

Pokoik dla Karola był perfekcyjny. Ściany zostały pomalowane na zielony kolor, zaś meble były białe. Na szafie siedziało pełno misiów, a nad łóżeczkiem wisiała grająca karuzela. Ula wpatrywała się w ten pokoik z rozczuleniem. Był piękny.
Oboje bardzo cieszyli się z narodzin Karola. Również Olaf, ku wielkiemu zaskoczeniu rodziców potrafił kilka godzin przesiadywać przed łóżeczkiem swojego brata i obserwować jak śpi. Często pytał kiedy będzie mógł pobawić się z nim. Odpowiadali mu, że już niedługo, a chłopiec cierpliwie czekał.
Marek dogłębnie analizował książki dla ojców. Uczył się z nich jak postępować z dziećmi, jak tworzyć więzi i nie rozpieszczać. Ula śmiała się z niego, mówiąc, że wszystko i tak wyjdzie w praktyce. On jednak wolał dmuchać na zimne i nie zrezygnował z porad, które dawały mu książki. Ula cieszyła się, że Marek tak bardzo angażuje się w opiekę nad Karolem, ale również i w wychowanie Olafa, który teraz potrzebował ojca.

Był środek wiosny, gdy Ula z Karolem i Olafem szła do sklepu. Marek był w pracy i nie miała z kim zostawić synów. Szli więc przez miasto do najbliższego warzywniaka.
- Poczekasz tutaj z Karolem? - zapytała Ula, gdy zauważyła, że nie wciśnie się z wózkiem do małej budki.
- Tak.
- Nie rozmawiaj z nikim, dobrze?
Chłopiec pokiwał głową. Stanął jak wartownik przed wózkiem swojego braciszka i czekał na powrót mamy. Podniósł z ziemi kamień, na wypadek gdyby ktoś chciał skrzywdzić Karola.
Kolejna w sklepie była dosyć duża, ale Olaf był cierpliwy. Lubił te moment, kiedy mama mówiła mu aby popilnował przez chwilę Karola. Czuł się wtedy potrzebny. Nigdy jej jeszcze nie zawiódł.
- Cześć - usłyszał kobiecy głos. Odwrócił się w stronę kobiety, która zwracała się do niego.
Mama nie pozwoliła mu z nikim rozmawiać.
- Nie mogę rozmawiać z obcymi - rzekł.
- Ja nie jestem obca. Jestem twoją i twojego braciszka ciocią.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Nigdy pani nie widziałem.
- Na pewno widziałeś, tylko teraz nie możesz sobie przypomnieć. Twoja mama powiedziała, abym przypilnowała twojego brata.
- Mama powiedziała, że to ja mam się nim opiekować dopóki nie przyjdzie.
- Ale potem zadzwoniła do mnie i powiedziała, że to jednak ja mam się z nim zająć - mówiła spokojnie.
Olaf pomyślał, że mogło tak być.
- Wezmę go, a ty idź się pobawić na plac zabaw.
Podeszła do wózka i wyciągnęła z niego Karola.
Chłopiec zawahał się, ale przecież skoro ta pani powiedziała, że mama kazała jej się zająć Karolem, to pewnie tak było. Pobiegł więc na plac zabaw.
Kobieta wzięła dziecko i odeszła z nim w sobie tylko znanym kierunku.

Ula wyszła ze sklepu z torbami załadowanymi po brzegi różnymi artykułami spożywczymi. Nienawidziła zakupów, szczególnie wtedy gdy była taka kolejka. Stanęła przed wózkiem i zlękła się. Obok nie było Olafa, spojrzała do wózka i stwierdziła, że Karola również nie ma.
Rozejrzała się niespokojnie dookoła.
- Olaf!- zawołała, potem jeszcze kilka razy. Jej syn w końcu usłyszał i biegł teraz w jej stronę. Podeszła do niego szybko i boleśnie złapała za ramiona.
- Gdzie jest Karol?! - pytała, niemal płacząc.
Olaf spojrzał na nią zaskoczony i spokojnie rzekł.
- Taka pani powiedziała, że kazałaś się jej z nim zająć.
- Jaka pani, do cholery?!
- Mówiła, że jest naszą ciocią.
- Jaka ciocia? Jak ona wyglądała?
Olaf próbował sobie przypomnieć jak ów kobieta wyglądała. Zachciało mu się płakać.
- Nie wiem! - krzyknął, bo nie przyglądnął się dokładnie tej kobiecie.
- To myśl! Mówiłam ci, żebyś z nikim nie rozmawiał. Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?! Dlaczego musisz być takim nieodpowiedzialnym gówniarzem?!
Krzyczała i krzyczała, jakby to cokolwiek miało pomóc. Jej mały synek zniknął i ona nawet nie wiedziała gdzie.
Olaf płakał. Mama nigdy na niego nie krzyczała,
- Ona powiedziała, że jest naszą ciocią! - wykrzyknął.
Ula krążyła nerwowo.
- A ty jesteś aż tak naiwny?
Starała się uspokoić.
- Spróbuj sobie przypomnieć jak wyglądała, coś charakterystycznego.
- Miała długie włosy, chyba brązowe.
To niezbyt dużo jej powiedziało.
- Gdzie poszła?
Wzruszył ramionami. Myślał, że kobieta zostanie przy wózku. Poszedł więc na plac zabaw i nie patrzył gdzie ta kobieta poszła z jego braciszkiem.
Ula płakała już całkowicie. Nie miała pojęcia co zrobić. Ktoś, dokładniej jakaś kobieta, porwała jej dziecko. Nie mogła przecież daleko uciec. Zadzwoniła do Marka, ale nie odbierał. Nigdy nie odbierał kiedy tego potrzebowała.