Pierwszy raz dostrzegł ją, kiedy wychodziła z windy na piątym piętrze. Stał właśnie przy recepcji flirtując z recepcjonistką Anią, gdy nagle jego oczom ukazał się Anioł w ludzkiej skórze. Przeszła szybko korytarzem nie zwracając nawet uwagi na wlepiony w nią wzrok mężczyzn.
Marek Dobrzański był koneserem piękna. Szczególnie kobiecego. Kiedy nadarzała mu się okazja do bliższego zapoznania się z jakąś piękną dziewczyną z firmy czy klubów, których był tak częstym bywalcem, nigdy nie przepuszczał okazji. Wiedział, że ta nowa dziewczyna będzie jego kolejną zdobyczą.
Gdy tylko otrząsnął się z szoku, który spowodował widok pięknej nieznajomej, ruszył jej śladem. Zobaczył jak wchodzi do gabinetu jego najlepszego przyjaciela i przez chwilę ogromnie się zasmucił.
Co jeśli to jego nowa panienka? - zadał sobie pytanie Dobrzański, biorąc głęboki oddech i idąc w stronę pomieszczenia socjalnego.
Urszula Cieplak była dziewczyną skromną. Nigdy nie zależało jej na uwydatnianiu swoich walorów. Zawsze obawiała się, że to co na zewnątrz stanie się ważniejsze od tego co miała w środku. A przecież dla niej liczył się tylko środek. No… a przynajmniej liczył się do momentu, kiedy dała się zaciągnąć swojej przyjaciółce do fryzjera, okulisty, kosmetyczki i na zakupy. Było to stosunkowo niedawno. Zaledwie kilka tygodni temu. Gdyby nie chęć znalezienia pracy to nigdy by się nie zgodziła na tak drastyczną, według niej, metamorfozę. Dzięki temu jednak znalazła pracę w dużej firmie, jako asystentka dyrektora HR, niezbyt lotnego mężczyzny o dużym powodzeniu u kobiet. Nie była to praca jej marzeń, ale zawsze powtarzała sobie, że od czegoś trzeba zacząć.
Usiadła za biurkiem i zajęła się papierami, które w dziwny sposób pojawiły się na jej biurku, choć mogła przysiąc, że kiedy wychodziła wczoraj, jako ostatnia z firmy jeszcze ich tutaj nie było. Olszański zawalał ją robotą. Lubiła pracować, ale nie odwalać za kogoś brudną, nudną papierkową robotę, choć w dziale kadr nie było chyba nic innego do roboty. Czasami wyrzucała sobie, że mogła złożyć swoje CV w księgowości, tam przynajmniej by liczyła. A liczyć to ona uwielbiała.
Marek wszedł do gabinetu swojego przyjaciela bez pukania. Miał nadzieję, że przyłapie go na gorącym uczynku z tą piękną dziewczyną. Jakie było jego zdziwienie, gdy zastał swojego kumpla samego. Dobrzański rozejrzał się po pomieszczeniu, myśląc, że może nieznajoma siedzi rozebrana na kanapie.
- Stało się coś? – zapytał Olszański.
Marek popatrzył na niego, a na jego przystojnej twarzy błąkał się uśmiech.
- Nie, ale… – zatrzymał się na moment – widziałeś tą nową dziewczynę? – zapytał niepewnie.
- Co, jakaś nowa modelka?
- Nie, znaczy nie wiem. Wchodziła do twojego gabinetu.
Sebastian uśmiechnął się i nachylając się w stronę swojego przyjaciela, który siedział po drugiej stronie dużego biurka, powiedział :
- Fajna, co? To moja nowa asystentka. Ala odeszła na emeryturę i potrzebowałem kogoś wykształconego, no i ładnego. Trafił mi się skarb, stary.
Dobrzański odetchnął z ulgą. Obawiał się, że to dziewczyna Seby i ma już u niej pozamiatane. Miał jakąś szanse jednak!
- Myślałem, że to twoja dziewczyna – rzekł Marek.
- Jeszcze nie, ale planuję się z nią umówić na kolację połączoną z śniadaniem – puścił przyjacielowi oczko.
W tamtej chwili Marek poprzysiągł sobie, że nie odpuści jej tak łatwo. Skoro jest wolna to miał do niej jakieś prawa. Też chciał się z nią umówić. Nigdy chyba, w całej swojej karierze Casanovy nie zdarzyło mu się rywalizować z Sebastianem o tę samą dziewczynę, ale z tego co zauważył była ona tego warta. Wyszedł szybko z gabinetu kumpla i skierował się w stronę biurka, za którym siedziała zawalona robotą. Tonęła w papierach. Podszedł niepewnie i kiedy podniosła na niego wzrok, zauważył, że ma niesamowicie błękitne oczy.
- Mogę w czymś pomóc? – jej aksamitny głos wdarł się do jego umysłu.
- Chciałem się tylko przedstawić. Marek Dobrzański, dyrektor do spraw promocji -wyciągnął w jej stronę dłoń
- Ula Cieplak. Asystentka dyrektora Olszańskiego – podniósł jej dłoń do ust i złożył na niej czuły pocałunek.
Kiedy jego miękkie wargi dotknęły jej wrażliwej skóry, serce na moment przestało jej bić. Był niesamowicie przystojny i taki grzeczny, ułożony. Pragnęła patrzeć na jego twarz bez końca, zatapiać się w jego stalowych oczach do końca swoich dni.
- Miło mi było panią poznać – powiedział na odchodnym i wyszedł z sekretariatu, w którym urzędowała.
Musiał odsapnąć i poluzować krawat. Była tak niesamowicie piękna, ale oprócz tego miała w sobie coś jeszcze. Nie do końca wiedział co, ale to „coś” przyciągało go i nie miał zamiaru z niej tak łatwo zrezygnować, nawet kosztem kłótni z Sebastianem.
Przez następne kilka dni dwoił się i troił, żeby jakoś zaskrobać sobie jej sympatię. Nie było to trudne, bo Ula była bardzo przyjacielską osobą. Świetnie im się rozmawiało, ale nie dopuszczała do siebie żadnych czułych gestów, które wykonywał ku jej osobie Marek. Wiedział już, że nie może postępować z nią tak szybko. Każdy ruch musiał przychodzić etapami. Starał się nie pokazywać, że jest nią bardzo zainteresowany. Czuł, że odstraszy ją tylko.
Któregoś pochmurnego dnia do gabinetu Marka wpadł wściekły Sebastian. Stanął w drzwiach i wyglądał, jak mały chłopiec, któremu mama nie chciała kupić zabawki.
Marek popatrzył na niego i wyszedł zza biurka.
- Jak mogłeś?! – krzyknął Sebastian.
- Ale co?
- Wiesz dobrze, że Ulka mi się podoba i chciałem się z nią umówić. Kumpel takiego czegoś nie robi!
- Stary, ale ona jest wolna. Zresztą skoro odrzuca twoje zaloty to znaczy, że ja podobam jej się bardziej.
Seba zaśmiał się ironicznie.
- Taki jesteś kozak? To zobaczymy z kim najpierw pójdzie do łóżka!
- Seba! O czym ty gadasz?
- A o tym, że nie odpuszczę jej tak łatwo.
- Daj spokój – Marek ponownie usiadł za biurkiem.
- No co, jak jesteś taki pewny siebie to załóż się.
Marek popatrzył na przyjaciela. Pomyślał chwilę. Rywalizacja była w porządku. Ale czuł jakieś dziwne ssanie w żołądku na myśl o tym, że miałby zakładać się z kimś o dziewczynę. Ale właściwie… Był pewny swojej wygranej i tego, że za jakiś czas prześpi się z Ulą.
- Dobra.
- To co, dwa tygodnie?
- Nie wiem czy zdążysz sprawić żeby cię chociaż polubiła.
- Przekonamy się.
Podali sobie dłonie, jako przypieczętowanie zakładu.
Seba wyszedł z gabinetu Marka. Od razu skierował swoje kroki do biurka swojej zdobyczy. Chciał ją jakoś do siebie przekonać. Pokazać, że jest fajnym facetem z poczuciem humoru. Wiedział, że to najbardziej działa na laski.
Gadka – szmatka, jak to w duchu nazwał, a wydawało mu się, że chyba go polubiła.
Na początku, kiedy tylko zaczęła tutaj pracować zaproponował jej wspólny obiad, ale powiedziała, że nie jest zainteresowana jego propozycją. Potem próbował jeszcze kilka razy, ale zawsze znajdowała wymówki. Teraz wiedział już, że działał zbyt szybko. Obrał sobie inną taktykę. Najpierw będzie jej prawić komplementy, wręczy jakieś kwiaty, później, gdy zobaczy, że podoba jej się to zacznie obsypywać ją prezentami. W końcu zaprosi na kolację i następnego ranka obudzi się wtulona w niego, dzięki czemu wygra ten cholerny zakład i pokaże Markowi na co go stać.
Przez kolejny tydzień każdy z panów skakał wokół niej. Mówili, jak ładnie wygląda, udawali zainteresowanych jej życiem. Zdziwiło ją takie zachowanie, ale czuła się bardzo doceniona jako kobieta, bo jeszcze nigdy nie miała dwóch adoratorów.
Z ich dwójki bardziej podobał jej się Marek. Olszański był infantylnym głąbem, który myślał tylko o seksie.
Od dwóch dnia Olszański nalegał, aby poszła z nim na kolację. Jak przyjaciele. Zgodziła się, ponieważ miała dosyć jego ciągłego proszenia.
Umówili się następnego dnia po pracy. Był akurat piątek. Wyszła trochę wcześniej z firmy, żeby się jakoś przygotować. Pech chciał, że kiedy dojechała już do domu dostała telefon od Marka. Dała mu swój numer, kiedy popijali kawę w bufecie. Powiedział wtedy, że świetnie im się rozmawia i chciałby się z nią może któregoś dnia spotkać. Była zaskoczona jego propozycją, ale zgodziła się i poprosiła, aby zadzwonił do niej, gdy tylko znajdzie chwilę Wolnego czasu. No i znalazł, akurat wtedy kiedy umówiła się z Sebastianem.
- Przepraszam, ale jestem już dzisiaj umówiona, ale może jutro – powiedziała, mając nadzieję, że się zgodzi i przy okazji przeklinając się w myślach, że idzie się spotkać z Sebom.
- Jasne. To miłego spotkania – powiedział i rozłączył się.
Olszański był szybki. Ale Marek zdołał poznać Ulę na tyle, że wiedział iż kopnie Sebę a tyłek, jeżeli tylko wykona względem niej jakiś śmielszy ruch.
Sebastian okazał się bardzo miłym facetem, ale przez całe ich spotkanie nie potrafiła się pozbyć wyrzutów sumienia. Podobał jej się Marek, a jednak poszła się spotkać z Olszańskim. Po co? Po to, żeby się od ciebie odczepił - powiedział jej jakiś głosik w głowie.
Kiedy ich kolacja dobiegła końca, a wino, które wypili szumiało im trochę w głowie, Sebastian zaproponował, że zawiezie ją do domu. Zgodziła się. Chwilę czekali na taksówkę. Kiedy zorientowała się, że jadą w zupełnie innym kierunku, spojrzała na Sebastiana gorączkowo.
- Do Rysiowa jedzie się w przeciwną stronę – powiedziała.
- Nie jedziemy do Rysiowa – rzekł.
- Jak to? A gdzie?
Wziął głęboki oddech.
- Do mnie.
- Nie, nie – jej serce nagle zaczęło mocnej bić – Proszę się zatrzymać – powiedziała do taksówkarza.
- Proszę jechać pod podany adres – odezwał się Sebastian.
Popatrzyła na niego wystraszona. Chciała coś powiedzieć, ale dojechali właśnie pod blok Seby. Wysiadła szybko i pobiegła przed siebie. Dogonił ją jednak. Złapał za rękę i poprosił, aby została.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęła, ale czuła się taka słaba
- Nie wiem czego chcesz, ale ode mnie tego nie wymagaj – dodała. Kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie
Wyrwała się z jego uścisku. Ale nie miała siły już biec. Nie wiedziała kiedy ani jak znaleźli się w jego mieszkaniu. Nie miała pojęcia nawet jak pozbyła się swoich ubrań. Dryfowała po oceanie niebytu, czasami czuła tylko ból. Chciała krzyczeć. Mówiła mu, żeby ją zostawił, ale każde jej słowo było niewyraźne, albo nie wymawiała go na głos. Jego pocałunki były zaborcze. Miażdżył jej usta swoimi wargami. Czuła od niego alkohol. Ręce błądziły po jej nagim ciele. Kiedy ich oczy się spotkały, wszedł nią jednym szybki ruchem, zacisnął ręce ma jej piersiach. Krzyknęła z bólu. Ale nagle wszystko się skończyło. Straciła przytomność.
Obudziwszy się rano, poczuła ogromny ból głowy i pustkę. Żadne obrazy nie ukazywały jej się w głowie. Kiedy podniosła się na łokciach, stwierdziła, że nie leży w swoim łóżku, ani nawet w swoim mieszkaniu. Szukała swoich ubrań, ale kiedy ich nie znalazła poszła do innego pomieszczenia. Wstając poczuła przeraźliwy ból okolic intymnych. Zobaczyła na swoim ciele siniaki i nagle doszło do niej to co się stało.
Nie… to nie może być prawda - chciało jej się płakać. Obok niej nie było tego zboczeńca. Musiał wyjść. Tak bardzo na to liczyła. Okryła się pościelą, na której zobaczyła ślady krwi. Zgwałcił ją… zrobił najgorsze świństwo, jakie można w ogóle zrobić.
Na drętwych nogach udała się w poszukiwaniu swoich ubrań. Leżały porozrywane w korytarzu. Sebastiana nie było. Nie wiedziała co ma zrobić, do kogo zadzwonić, żeby wyciągnął ją z tego piekła. Pomyślała, że w sumie wszystko jej jedno, mogła wyjść z jego mieszkania okryta tylko tym prześcieradłem. Podeszła do drzwi i w tym samym momencie ktoś przekręcił zamek. Przed sobą ujrzała swojego oprawcę. Odsunęła się gwałtownie i pobiegła do kuchni. Musiała się jakoś bronić. Wzięła nóż z kuchennego blatu i była gotowa zabić Olszańskiego nim. Podszedł do niej i zaśmiał się nerwowo.
- Odłóż to lepiej – powiedział.
- Pójdę na policję. Powiem co mi zrobiłeś.
- Powiem, że sama tego chciałaś.
Zacisnęła mocniej szczęki.
Chciał wyjąć z jej ręki nóż, ale sama go upuściła. Osunęła się na kolana i popłakała się, jak małe dziecko. Klęknął przy niej i dotknął jej twarzy. Gładził ją czule. Próbowała się od niego odsunąć, ale złapał ją za podbródek i kazał na siebie patrzeć
- Dosypałeś mi czegoś do napoju, wtedy w knajpie – powiedziała.
- Nie wydaje mi się. Za dużo kochanie wypiłaś.
- Jesteś świnią.
Uśmiechnął się obrzydliwie.
- Możesz iść już do domu. Dałaś mi to czego chciałem – odezwał się po chwili milczenia.
Kiedy nie wykonała żadnego ruchu, krzyknął zdenerwowany :
- No wyjazd stąd! Ile razy mam do ciebie mówić, ty mała dziwko!
Podniosła się z podłogi i podeszła niemal pod samo okno.
- A, ja wiem czego chcesz – wyjął z kieszeni banknot dwudziestozłotowy i rzucił nim w Ulę – Oto twoja zapłata.
Niemal podbiegł do niej, szarpnął ją za rękę, podał potargane ubrania i powiedział, żeby się ubierała bo nie mają czasu.
Jej bluzka miała ogromne dziury, brakowało guzików w spodniach, a o bieliźnie nawet nie wspominała. Ubrała się i wypchnął ją za drzwi, na odchodnym powiedział jeszcze :
- Możesz przyjść do pracy godzinę później w poniedziałek.
Zjechała windą na parter i wyszła z bloku. Nie wiedziała dlaczego nie ucieka. Przecież strach powinien ją paraliżować. Ona czuła jedynie obrzydzenia do siebie i Olszańskiego za to co jej zrobił. Nie mogła się już pojawić w firmie, jak mogłaby na niego spojrzeć? W potarganych ubraniach, poszła przed siebie. Dotarła na jakiś przystanek autobusowy, z którego jechał jej bezpośrednio autobus do Rysiowa. Ludzie parzyli na nią, jak na dziwaczkę, żaden jednak nie zapytał co się stało.
Jechała godzinę. Po cichu wślizgnęła się do domu, mając nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią. Była sobota!
W kuchni siedział jej ojciec z małą Beatką. Przemknęła do łazienki, musiała zmyć z siebie zapach tego człowieka. Szorowała się niemal do krwi. Siedziała jeszcze długo pod prysznicem, czując jak gorące krople wody łagodzą jej ból i wstyd.
Ubrała się w końcu w szlafrok i nie patrząc na swoją rodzinę poszła do swojego pokoju. tam ubrała się w czyste rzeczy. Nie miała siły się malować, ani nawet dobrze wyglądać. Założyła na siebie workowate spodnie i bluzę, która zakrywała wszystkie siniaki, otarcia i rany. Jedyne czego pragnęła to umrzeć.
Cały weekend przeleżała w swoim pokoju. Na przemian płacząc i wyrzucając sobie swoją głupotę. Kiedy nastał poniedziałek wiedziała, że musi zjawić się tam i złożyć swoje wymówienie. Całkiem zdołowana, nieco też wystraszona pojechała do Warszawy. Była tam dosyć wcześnie więc miała nadzieję, że nikogo nie spotka. Niecały tydzień temu Marek został prezesem i to u niego postanowiła złożyć swoje wymówienie. Nie miała zamiaru wchodzić do gabinetu Sebastiana. Z recepcji wzięła klucz z gabinetu, ale o dziwo nie był potrzebny. Drzwi były otwarte, weszła tam. Podeszła do biurka i nagle coś dziwnego ukazało się jej oczom. Na laptopie Marka leżały zdjęcia. Przedstawiały śpiącą kobietę. Podniosła je i zamarła. To ona była na tych zdjęciach. Do nich była przyczepiona jakaś karteczka. Przeczytała ją i nagle świat zwolnił.
I co, przyjacielu? Mówiłem, że się z nią prześpię! Zakład wygrany. Wisisz mi zgrzewkę piwa.
Seba.
Zrobiło jej się niedobrze. Jaki zakład. O co w ogóle chodziło?
Nie chciała się jednak nad tym zastanawiać. Musiała stamtąd szybko wyjść. Przy windzie wpadła na Marka.
- Oj Ulka. Uważaj – spojrzał na nią – Stało się coś?
Popatrzyła na niego, wyrywając się z uścisku, jakby ją parzył. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak łatwo omamić. Ile by dała, aby nigdy nie zgodzić się na spotkanie z Olszańskim.
Teraz Marek wejdzie do swojego gabinetu i zobaczy te zdjęcia. Będzie przeklinał Sebę w myślach. Pogratuluje mu pewnie, nie będąc świadomym tego, że na zdjęciach leży obdarta z własnej godności dziewczyna, która była na tyle naiwna, że dała się omamić dwóm mężczyzną, dla których była tylko zabawką, którą chcieli się pobawić.
Ominęła Marka i czym prędzej wyszła z firmy, mając nadzieję na to, że już nigdy tam nie wróci.
Marek popatrzył na zdjęcia nagiej kobiety. Żałował, że to nie w jego łóżku się obudziła, ale musiał przyznać Sebie, że był szczęściarzem. Zaniepokoiło go tylko to nagłe wypowiedzenie Uli. Kiedy próbował się z nią skontaktować nie odbierała. Tamtego dnia przy windzie widział ją po raz ostatni.