czwartek, 25 grudnia 2014

"Zły zakład" część 8 - kontynuacja

Marek Dobrzański nie był człowiekiem o marnej inteligencji. Chodź wielu tak uważało, on zawsze powtarzał, że inteligencja to jego jedyna dobra cecha. Kiedy więc Ula Cieplak przestała do niego dzwonić i unikała spotkań poczuł się jak ostatni dureń, co doprowadzało go niemal do białej gorączki.
Niedziela była pochmurna. Ptaki nie śpiewały, tak jak przystało na późną wiosnę a słońce schowało się gdzieś za chmurami. Mężczyzna przyjechał do Siemianowic z niezapowiedzianą wizytą. Najpierw poszedł do szpitala, gdzie miał nadzieję zastać swoją ukochaną, ale gdy Olaf powiedział mu, że mama źle się poczuła i poszła do domu, od razu pobiegł do motelu, w którym się zakwaterowała. Zapukał do drzwi. Czekał dość długo zanim ktoś otworzy. Miał już zrezygnować, ale usłyszał kroki za drzwiami, a po chwili ukazała się w nich Ula. Miała zapłakane oczy.
Popatrzyła na niego.
- Pogadamy? - zapytał, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
Myślała długo, po czym z wahaniem wpuściła go do pokoju.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? - znów zadał pytanie. Przygryzła lekko dolną wargę i siadając przy stole zakryła twarz dłońmi.
Podszedł do niej od razu i delikatnie pogładził ją po plecach.
- Ulka - powiedział cicho.
Spojrzała na niego w końcu. Miała dziwnie beznamiętną twarz.
- Musimy przestać się widywać - rzekła tak cicho, że prawie niedosłyszał.
Kiedy jednak dotarł do niego sens jej słów, usiadł po drugiej stronie stołu i nie odzywał się, jakby trawił jeszcze te słowa.
Nie mógł w to uwierzyć. Ciekaw był czym sobie zawinił na takie potraktowanie. Wziął głęboki oddech i wyjąkał:
- Co cię ugryzło?
Stanęła przy oknie i wpatrywała się w krajobraz za nim. Ze zdenerwowania obgryzała paznokieć kciuka.
- Ula! Porozmawiaj ze mną! - zdenerwował się.
Złapał ją za ramiona i potrząsnął lekko.
- Idź sobie, proszę - wyszeptała. Nie umiała hamować dłużej łez.
Rozkleiła się jak małe dziecko. Dla niej ta cała sytuacja też nie była łatwa. Poczuła się trochę jak pies ogrodnika, który sam nie weźmie a drugiemu nie da. Zabrała Kamili faceta, by teraz go rzucić.
Ale Marek nie ruszył się z miejsca. Przypatrywał jej się i czekał na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie zrywa się z kimś ot tak. Musi być jakaś pieprzona przyczyna!
- Nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz dlaczego mnie odrzucasz - powiedziawszy to usadowił się wygodnie na łóżku, w którym prawie miesiąc temu uprawiał seks z Ulką.
Chciała się nie odzywać, bo wiedziała, że każde słowo będzie boleć ich oboje, ale miała też świadomość tego, że on nie da za wygraną.
Przełknęła ślinę.
- Jestem w ciąży... Początek pierwszego miesiąca - wydusiła z siebie, a on jakby nie wierzył w szczerość tych słów, przypatrywał się tępym wzrokiem twarzy Ulki.
Otrząsnął się nagle i znów stanął obok niej.
- Nie mogę mieć teraz dziecka - powiedziała, łamiącym się głosem - Olaf potrzebuje jeszcze mojej opieki...Mogę dokonać aborcji, tylko to kosztuje. Rozmawiałam z lekarzem. Był taki uprzejmy. Powiedział, że jeżeli nie chcę tego dziecka to nie muszę go przecież urodzić. I... I ja go chyba nie chcę, Marek.
- Co ty pieprzysz?! Jak to nie chcesz dziecka?! Ula...
- Nie chcę go - powtórzyła.
- Ale ja go chcę To również moje dziecko, prawda?
- To akurat nie ma znaczenia. To ja jestem w ciąży i mogę zdecydować czy je urodzić czy nie.
- Nie bądź idiotką. Wychowamy je razem. Ja też go nie planowałem.
- Jasne, ożenisz się ze mną, zaadoptujesz Olafa i razem z nowo narodzonym dzieckiem będziemy tworzyć szczęśliwa rodzinkę.
- Czemu nie? Ulka, skarbie. Ja wiem co przeszłaś, nie jest ci łatwo, ale błagam cię nie usuwaj tego dziecka.
- Zrobię tak jak zechcę - nie dawała za wygraną.
- Olafa też chciałaś usunąć?
Spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- Tak...
- I dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Kochałam go.
- Właśnie! To dziecko też pokochasz. Za niedługo Olaf wyzdrowieje, wrócimy do Warszawy i zaczniemy żyć od nowa. Nie musimy od razu brać ślubu....
Westchnęła ciężko. Usiadła na łóżku i przetarła zmęczone oczy. Usiadł obok niej i trwali chwilę w milczeniu.
- Dlaczego wszystkich od siebie odpychasz? Mnie, swoją rodzinę? Rozmawiałem z twoim ojcem jakiś czas temu. Byłem pewny, że z nim mieszkasz. Powiedział mi, że zniknęłaś wiele lat temu i od tamtej pory nie ma z tobą kontaktu. On bardzo się o ciebie martwi. Dlaczego postępujesz tak egoistycznie, Ula? Czym twoja rodzina sobie zawiniła? Przecież to nie oni cię skrzywdzili tylko jakiś obcy człowiek. Trzeba w końcu dorosnąć i stanąć twarzą w twarz z problemami a nie ciągle uciekać i się chować.
- Jak oni się mają? - zapytała cicho.
- Pewnie nie najlepiej. Szczególnie twój ojciec. Strasznie tęskni. Teraz kiedy będziesz matką po raz drugi, a on dziadkiem może warto się z nim spotkać? Wytłumaczyć wszystko.
- Myślisz, że to jest takie łatwe? Ja od tylu lat nie mogę znieść tej cholernej samotności, którą sama sobie zgotowałam. Po tym... zdarzeniu nie umiałam spojrzeć ojcu w twarz. Musiałam się stamtąd wynieść. Co on by zrobił gdyby dowiedział się, że poszłam z obcym niemal facetem do łóżka? Nie byłby na pewno zadowolony.
- Jest twoim ojcem. Zrozumiałby gdybyś mu wyjaśniła wszystko.
Pokręciła przecząco głową.
Gdy Marek kilka godzin później opuszczał jej pokój w głowie dalej siedziały jego słowa, że źle postąpiła uciekając i odcinając się od rodziny. Całą noc rozważała nad tym co powinna zrobić i z dzieckiem, które nosi pod sercem i ze swoją rodziną, z którą nie widziała się od siedmiu przeszło lat.  To wszystko było strasznie zagmatwane i około trzeciej w nocy rozbolała ją głowa. Przymknęła oczy i udała się do krainy Morfeusza.
Prawie dwa tygodnie później zadzwoniła do Marka informując go, że nie usunie ciąży, a z rodziną spotka się za niedługo. Uradowany mężczyzna wsiadł od razu do pociągu i kilka godzin później stanął w progu sali Olafa. Całował ją i dziękował, że przemyślała to wszystko na spokojnie i podjęła słuszną decyzję. Poinformowali syna Uli o tym, że będzie miał rodzeństwo. Początkowo podszedł do tego dość sceptycznie, ale kilka dni później powiedział, że nie może się doczekać aż dzidziuś się urodzi.
Olaf zaczął rehabilitację, gdy Ulka była w czwartym miesiącu ciąży. Dobrzański znalazł fundację, która zajmuje się rehabilitacją dzieci po oparzeniach i kiedy dostali wypis ze szpitala od razu pojechali dowiedzieć się czegoś więcej. W tym celu wrócili do Warszawy. Fundacja, jak dowiedział się Marek, obejmowała terapię intelektualną i ruchową. Olaf mimo tego co przeżył nie miał dużej traumy, ale miła pani w Fundacji powiedziała, że często trauma dopiero ujawnia się po kilku latach i może ona być tragiczna w skutkach, dlatego należy zająć się tym już teraz. Zajęcia miały odbywać się codziennie. Olaf nie protestował.

Oboje musieli wrócić do pracy, choć u Uli było nieco ciężej. Pracowała bowiem w małym sklepie z butami. Zaraz po tym jak oparzył się Olaf musiała wziąć L4. Cztery dni temu dostała wypowiedzenie. Podłamała się trochę bo to oznaczało, że ich dochody znacznie spadną. Nie miała zamiaru siedzieć Markowi na głowie. Potajemnie więc szukała czegoś innego, nie ubiegała się o pracę na miarę swoich kwalifikacji, bo nie to się liczyło. Zadowalała się każdą pracą, z której mogła zapewnić godny byt swojemu dziecku i sobie.

Wróciwszy do Warszawy od razu pojechała do swojego mieszkania, w którym mieszkała dość długo z Jurkiem. Nie zmienił zamków więc otwarła swoim kluczem. Przekraczając próg od razu poczuła ostry zapach tytoniu i męskich perfum. Gdy Jerzy usłyszał szczęk zamykanych drzwi wyszedł z łazienki i stanął jak wryty na widok swojej byłej dziewczyny.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał.
Nie miała ochoty się z nim kłócić.
- Przyszłam po resztę swoich i Olafa rzeczy. Mam nadzieję, że nic nie wyrzucałeś.
Dopiero gdy ściągnęła płaszcz zauważył, że jest w ciąży.
- Przytyłaś czy będziesz miała bachora? - zapytał głupio.
- Nie bądź kretynem.
Weszła do pokoju syna. Do torby zaczęła pakować jego zabawki i kilka ubrań. Chłopak szybko rósł i mogły one być już na niego za małe.
Jurek stanął w drzwiach i nie pozwolił jej wyjść,
- Jak Olaf? - zapytał, a ona dziwiła się, że w ogóle go to interesuje.
- Dobrze - odpowiedziała lakonicznie.
- Dzwoniłem do ciebie ze sto razy. Może nauczyłabyś się odbierać?
- Myślałam, że z nami koniec. Po co miałam z tobą rozmawiać? - była dziwnie opanowana.
- Nie chcę żeby to się skończyło. Przecież dobrze nam ze sobą było - zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość.
Odsunęła się. Jerzy zdenerwował się tym, że jest taka zimna.
- Posłuchaj - powiedział ostro. Tego tonu bała się najbardziej - wiem, że zawsze byłaś głupią, puszczalską suką, ale skoro chcę do ciebie wrócić, w dodatku teraz, gdy będziesz miała drugiego dzieciaka, to znaczy, że mi na tobie zależy. Jasne?
- Jerzy... potrzebowałam cię gdy Olaf się oparzył. Nie było cię przy mnie, więc teraz się odczep.
Zaśmiał się szyderczo.
- To gdzie pójdziesz? Nie mów mi tylko, że wiesz kto jest ojcem - wskazał niedbałym ruchem ręki na jej brzuch. Zamilkł na chwilę, po czym odezwał się głosem człowieka oświeconego - Może wrócisz do tego co ci Olafa zmajstrował?
Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie! Poznałam kogoś o sto razy lepszego niż ty i ojciec Olafa! Odczep się ode mnie. Już nas nic nie łączy! Nienawidzę cię!
Znów się do niej zbliżył. Ujął ją mocno za podbródek i kazał na siebie spojrzeć.
- Skarbie, przecież się kochaliśmy - powiedział to tak słodko, że zrobiło jej się niedobrze - A seks? Pamiętasz, jak było nam dobrze?
Wyrwała się z jego uścisku i idąc do drugiego pokoju zaczęła pakować swoje rzeczy. Nie miała ich dużo.
- Dobrze - usłyszała za plecami - Pamiętaj tylko, że ten z którym jesteś teraz zostawi cię szybko. Masz podły charakter.
Chciała coś powiedzieć, ale nie miała już siły. Wyszła ze swojego starego lokum i pognała do mieszkania, w którym razem z Markiem postanowili uwić swoje gniazdko na bliżej nieokreślony czas.
Szła szybkim krokiem przez park, w ręce dzierżąc małą walizkę z ubraniami Olafa i swoimi. W pewnym momencie usłyszała kobiecy głos. Odwróciła się i zobaczyła jak o kulach idzie do niej znajoma kobieta. Usilnie próbowała sobie przypomnieć skąd ją zna.
- Nie poznaje mnie pani? - zapytała kobieta - Kamila Potocka - wyciągnęła rękę w stronę Uli.
Nagle sobie przypomniała kobietę, której zawdzięczała swoje szczęście z Markiem. Nie wyglądała ona jednak tak, jak w głowie Uli zapisał się jej obraz - chuda, w starych ubraniach i z nieładem na głowie wyglądała o dwadzieścia lat starzej. Uwadze Cieplak nie umknął też brak jednej nogi. Przeraził ją ten widok, ale nie chciała dać poznać tego po sobie.
- Może gdzieś usiądziemy i porozmawiamy? - zapytała Kamila
- Oczywiście. Może pomogę? - zapytała, wskazując na reklamówkę w ręce Kamili.
- Nie, dziękuję.
Szły jakiś czas w milczeniu. Dotarły w końcu do przytulnej knajpki. Potocka odłożyła reklamówkę z zakupami i kule na bok i przypatrywała się dziwnym wzrokiem Uli.
- Jak się pani miewa? - zapytała Ula.
Kobieta zamrugała kilka razy, jakby została wyrwana z głębokiego zamyślenia.
- Dobrze, a pani?
- Też.
- Co u Marka?
Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Przecież niestosownym będzie, gdy powie, że ma się dobrze, jest szczęśliwy i za chwilę urodzi mu się dziecko. Cieplak zauważyła, że na wspomnienie Dobrzańskiego w oczach Kamili zatańczyły wesołe ogniki.
- Ma się nieźle - powiedziała w końcu.
- Będziecie rodzicami? - zapytała.
- Tak - wyszeptała Ulka
Potocka przygryzła dolną wargę, jakby chciała zlikwidować ból, który wywołała u niej ta informacja.
- Gratuluję.
Kamila pamiętała jak sama była w ciąży, jak bardzo pragnęła tego dziecka właściwie od chwili gdy dowiedziała się, że prawdopodobnie będzie matką. Jak ona się cieszyła! Ile by dała, żeby odwrócić bieg wydarzeń i znaleźć się na miejscu Uli. Zawsze chciała dobrze, a potem sama cierpiała.
Ich spotkanie nie trwało długo. Ulka źle się poczuła i Kamila postanowiła odprowadzić ją pod dom.
- Może wejdzie pani, porozmawia z Markiem? - zapytała Ula
- Nie, do zobaczenia - powiedziała i oddaliła się.
Cieplak wjechała windą na dziewiąte piętro i od razu poszła się położyć. Olafa miała odebrać z rehabilitacji dopiero za godzinę więc mogła jeszcze chwilę odpocząć, a kiedy Marek wróci opowie mu o wszystkim co ją dzisiaj spotkało.

wtorek, 23 grudnia 2014

"Zły zakład" część 7 - kontynuacja

- Ona się wykrwawi
- To co mam zrobić?
Niewyraźne głosy docierały do niej bardzo wolno. Czuła przerażający ból nogi. Chciała krzyczeć, ale nie potrafiła. Z trudem podniosła powieki i zobaczyła nad sobą niebo. Było takie piękne i w tamtym momencie pomyślała, że właśnie taki widok chciała zobaczyć przed końcem. Poczuła jak ktoś podnosi ją z ziemi. Nie miał z tym większego problemu. Znów przymknęła oczy i próbowała śnić. Śniła o Marku i jego Uli, której nigdy nie przestał kochać, o swoich rodzicach, którzy pewnie się zamartwiają o nią. Ale nie ma takiej potrzeby, wszystko jest w porządku.... Za chwilę wróci do domu razem z dzieckiem, które być może nosi pod sercem. Marek będzie szczęśliwy. Chciał mieć dzieci. Ciekawe czy Ula też chce? Wspomnienie zranionej dziewczyny wywoływało u niej coś na kształt współczucia, ale i zazdrości, że to ona teraz będzie mogła dotykać Marka, rozmawiać z nim o wszystkim. W ich życiu nie będzie już miejsca na Kamilę. Na dziecko, które pojawi się na świecie.
Znów otworzyła oczy i zobaczyła twarz Abdula Salama.
- Jak się masz? - zapytał, dysząc ciężko, bo wchodzili właśnie pod górę.
- Chyba bywało lepiej - odpowiedziała cicho.
- Za chwilę przetransportujemy cię do szpitala. Idziemy właśnie do helikoptera, który musiał wylądować trochę dalej od naszego szpitala.
Ale te "trochę dalej" było nieprawdą. Szli już dobre dwie i pół godziny robiąc sobie kilku minutowe przerwy. Jeszcze czekała ich druga taka drogą jaką już przebyli. Abdul wiedział, że nie ma sensu iść z Kamilą, że ona nie przeżyje tej drogi, ale Fatima uparła się, że trzeba jej pomóc, albo chociaż spróbować. Postanowił się z nią nie kłócić, nie miał na to dzisiaj siły.

Marek szedł za Ulą szpitalnym korytarzem. Stresował się trochę tą wizytą. W ręce trzymał wielkiego misia, którego postanowił podarować Olafowi. Weszli do ładnie urządzonej sali, gdzie leżało kilku chłopców podpiętych pod tajemnicze urządzenia. Zaraz przy oknie leżał Olaf. Wyglądał przez okno. Kołdra przykrywała jego bandaże, ale i tak nie uszły one uwadze Markowi.
- Oli - rzekła Ula podchodząc do łóżka syna.
Dobrzański zauważył jak Ula bardzo kocha swojego synka. Z jaką czułością gładzi jego głowę, całuje w małe chłopięce rączki.
Olaf spojrzał na nią, potem przeniósł wzrok na Marka. Miał jasnoniebieskie oczy i Dobrzański od razu zobaczył w nich Sebastiana.
- Cześć, jestem Marek - podał rękę chłopcu, którą ten uścisnął lekko - Mam dla ciebie prezent.
Podniósł do góry wielkiego pluszowego misia. Zobaczył na twarzy Olafa uśmiech.
- Dziękuję - powiedział - Pan będzie teraz moim nowym tatom? - zapytał chłopiec.
Marek zmieszał się trochę.
- Kochanie, Marek jest moim przyjacielem. Może zostać również twoim.
Głos Uli był zupełnie inny gdy mówiła do swojego synka niż do niego.
Długo siedzieli w jego sali rozmawiając. Dobrzański opowiadał Olafowi krótkie anegdotki ze swojego życia. Śmiali się z nich do rozpuku. Wczesnym wieczorem po serii badań, które znów robili Olafowi chłopiec zasnął. Postanowili iść coś zjeść.
Siemianowice Śląskie nie był miejscem gdzie knajpa wygryzała knajpę. Była tutaj jedna azjatycka restauracja, gdzie miła pani serwowała swoje przysmaki. Ula jadła już tam parę razy i stwierdziła, że kolejny raz nie zaszkodzi.
Usiedli przy stoliku i zamówili posiłek.
- Cieszę się, że poznałaś mnie z Olafem - rzekł.
- A ja się cieszę, że nie uciekłeś, gdy dowiedziałeś się, że mam dziecko - uśmiechnęła się.
Westchnął ciężko i zamknął jej dłonie w swoich.
- Tyle lat na ciebie czekałem. Bardzo mi na tobie zależy.
Nie wiedziała co ma powiedzieć, więc zawstydzona spuściła wzrok.
Jakieś erotyczne napięcie dało się wyczuć między tą dwójką od samego wejścia do restauracji. Gdy ją opuszczali Marek złapał Ulę za rękę i westchnął. Na dworze było już ciemno. Musiał znaleźć sobie jakiś mały hotelik, gdzie mógłby się przespać.
- Jest tutaj jakiś motel... cokolwiek? Nie chcę jeździć po nocach.
Zawahała się.
- Możesz przespać się w moim pokoju. To niedaleko.
Popatrzył na nią niepewnie, ale gdy pocałowała go lekko nie potrzebne mu było nic więcej.
Nie oświecali nawet światła. Przyparł ją do ściany i całował zachłannie. Jego ręce zjechały na pośladki. Zdjął z niej bluzkę, a ona zajęła się paskiem od jego spodni.
Przenieśli się na łóżko niemal nadzy. Zdjął z niej zbędne ubranie w postaci majtek i stanika. Zapalił nocną lampkę, więc szybko zaprotestowała.
- Chcę cię widzieć - powiedział i zjechał pocałunkami na brzuch.
- Co to jest? - zapytał, zauważając okrągłe, wypalone ślady.
- Nie ważne - odpowiedziała, pragnąc aby więcej o to nie pytał.
Postanowił porozmawiać z nią o tym później. Teraz podniecenie nie pozwalało mu jasno myśleć.
Wrócił do przerwanej czynności. Jego usta zaczęły całować wewnętrzną stronę ud, by po chwili znaleźć się w tym miejscu. Usłyszał jak gwałtownie łapie powietrze. Czuł się taki cholernie szczęśliwy. Ula mu zaufała, to było jak spełnienie marzeń. Tyle czasu pragnął, aby przełamała się. Nie chodziło o seks, ale o czyste zaufanie. Powiedziała mu o swoim synku o tym kto jest jego ojcem, teraz postanowiła mu się oddać.
Nie chciał aby dochodziła bez niego. Przerwał pocałunki i wrócił do jej piersi. Całował każdą z należytą czcią. Pocałował jej usta, wchodząc w nią delikatnie. Spojrzał na niej twarz. Miała zamknięte oczy.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
Jej chabrowe oczy zwróciły się ku niemu. W kącikach miała łzy.
- Tak, tak - zapewniła go.
Zaczął się poruszać w niej delikatnie. Wypychała biodra w jego kierunku. Oddychał ciężko, co chwilę całując jej usta, nabrzmiałe od pocałunków. Rękami masował jej piersi. Czuł, że dojdzie za chwilę, Miała głowę obróconą w stronę okna. Gdy był już blisko, powiedział:
- Spójrz na mnie
Spojrzała, a on w tym samym momencie doszedł. Jęknął przeciągle. Wyszedł z niej i złożył czuły pocałunek na jej szyi. Leżeli obok siebie. Ula nie odzywała się i czuł, że coś jest nie tak. Odwrócił się w jej stronę i pogładził delikatnie po policzku.
- Jak było?
Mogła skłamać, że w życiu nikt nie dał jej tyle satysfakcji... mogła to zrobić, ale czy to miało jakiś sens? Odkąd Olszański ją zgwałcił nie potrafiła oddać się w pełni żadnemu mężczyźnie.
- Jestem zmęczona - uśmiechnęła się lekko. Odwróciła się do niego plecami. Objął ją i starał się zasnąć.
- Co to za ślady? - przypomniał sobie.
Westchnęła ciężko.
- Pamiątka po moim byłym.
Nie mówił nic przez chwilę.
- Bił cię?
- Lubił... ostry seks.
- A ty...?
- A ja nie miałam wyjścia. Jak się sprzeciwiałam to - zatrzymała się - zostawiał na moim ciele różne ślady. Po papierosach...
Nie mógł uwierzyć w to, że Ula wyrywając się z jednego piekła wpadła w drugie. Ile ona wycierpiała.
Pocałował ją lekko, dając tym samym do zrozumienia, że on nigdy jej nie skrzywdzi i nie pozwoli aby ktoś inny to zrobił. Zasnęli wtuleni w siebie.

Obudził ją hałas i ostry zapach, który wdzierał się w jej nozdrza. Podniosła ciężkie powieki i chwilę potrwało zanim zorientowała się gdzie jest.  Szpital... co ja tutaj robię? 
Próbowała pamięcią wrócić do wydarzeń, które spowodowały, że się tutaj znalazła. Nagle usłyszała głos lekarza, który mówił łamaną angielszczyzną.
- Została pani postrzelona - zaczął - Niestety... w ranę wdało się zakażenie, musieliśmy amputować. Przykro mi.
Słuchała jego słów uważnie, ale kiedy usłyszała słowo "amputować" przestraszyła się. Szarpnęła kołdrę i zobaczyła tylko jedną nogę. Patrzyła na to ze zdumieniem. Nagle rozpłakała się.
- I - lekarz ciągnął - pani dziecka również nie dało się uratować. Poroniła pani. Był to początek drugiego miesiąca.
Czyli była w ciąży... Była. Matko! Zaczęła krzyczeć, bo chciała pokazać wszystkim, że straciła jednego dnia wszystko. Nawet nogę. Zaaplikowali jej jakiś środek na uspokojenie, po którym czuła się ociężała i ospała. Zasnęła więc. Śniła koszmary.
Kamila wróciła do Polski dwa tygodnie później. Gdy jej rany fizyczne zagoiły się już pojechała na lotnisko, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. częstymi gośćmi w szpitalu była Fatima i Abdul Salam. Odprowadzając ją na lotnisko życzyli szybkiego powrotu do zdrowia. Uściskała ich i zniknęła w tłumie ludzi.
Podróż nie była długa, ale nie potrafiła się na niczym skupić. Ciągle wracały jej obrazy tych żołnierzy, którzy przyczynili się do jej złego stanu fizycznego i psychicznego, nie potrafiła również zapomnieć o tych nieszczęśnikach, których leczyła. Wysiadłszy na Warszawskim Okęciu skierowała od razu swe kroki do domu. Nie umiała jeszcze dobrze chodzić o kulach więc trochę jej zajęło zanim dotarła do postoju taksówek.
W końcu była w swoim domu, który teraz był taki pusty. Nie było Marka, który po każdej misji czekał na nią z obiadem albo kolacją. Nie było jego rzeczy. Nic już nie było. Tylko urywki wspomnień. Opadła ciężko na kanapę i zaczęła płakać, bo czuła się jakby dalej śniła koszmar.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Zły zakład" część 6 - kontynuacja

Z łóżka zerwały ją silne torsie, które miała od paru dni. Pobiegła za namiot i tam zwymiotowała. Czuła się okropnie. Fatima dała jej jakieś tabletki, ale nie pomagały. Musiała to jakoś przetrwać. Wypłukała usta wodą i poszła do szpitala, gdzie wrzało jak w garnku.
- Kamila - usłyszała znajomy głos. Odwróciła się wolno i ujrzała twarz Fatimy, która umazana była prawdopodobnie krwią - Źle wyglądasz - dodała.
Kamila chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale jej przyjaciółka miała rację. Czuła się strasznie.
- Może zawieziemy cię do szpitala. Abdus...
- Nie trzeba - kobieta uśmiechnęła się.

Ula Cieplak niespokojnym krokiem przechadzała się po korytarzu szpitala, w którym od paru miesięcy leczyli jej syna. Zdejmowali mu właśnie bandaże i nie chciała przy tym być.
- Pani Urszulo - łagodny głos pielęgniarki wdarł się do jej umysłu - Już skończone.
Pokiwała głową i weszła na salę.
- Olaf, jak się masz?
Jej syn spojrzał na nią dziwnie. Nie odzywał się przez chwilę.
- Kim jest ten pan do którego chodzisz? - zapytał.
Na myśl przyszedł jej tylko Marek, z którym spotyka się od dwóch tygodni. Nie miała pojęcia skąd jej syn wie o Dobrzańskim.
- Skąd wiesz...?
- Wczoraj widziałem was przez okno.
Delikatnym ruchem głowy pokazał na okno wybiegające na bloki u małą uliczkę,
- Marek to mój przyjaciel z dawnych lat - odpowiedziała.
- To znaczy, że Jurka już nie kochasz?
Zapomniała w ogóle, że ktoś taki istniał. Tyle się wydarzyło, a on nawet nie raczył wysłać sms-a. Podły cham. Z perspektywy czasu zastanawiała się co kiedyś w nim widziała.
- Jurek - zatrzymała się - On musiał wyjechać - skłamała.
- To dobrze. Nigdy go nie lubiłem - odrzekł i zamknął oczy, zasypiając.

Marek czekał na ławce na małym rynku. Na przeciwko niego była ładna fontanna, a trochę dalej na ścianie bloku wielkimi literami był fragment wiersza Juliusza Słowackiego.  Czytał go już wielokrotnie czekając w tym miejscu na Ulę. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że Ulka spóźnia się już prawie półgodziny. Miał nadzieję, że nie przejechał tyle kilometrów na darmo. Spróbował do niej zadzwonić, ale nie odbierała, Nagle coś sobie przypomniał. Miał dla Uli prezent. Westchnął ciężko, gdy uzmysłowił sobie, że został w samochodzie. Szybkim krokiem poszedł w miejsce gdzie zaparkował.
Otwierając drzwi, zobaczył ją. Wychodziła z gmachu szpitala. Ona też go dostrzegła. Stanęła jak wmurowana. Zauważył, że zmieszała się nieco. Podszedł do niej.
- Co tam robiłaś? - zapytał bez żadnego powitania . Ciekawość wygrała.
Spuściła wzrok.
Mogła skłamać, zbyć go. Cokolwiek. Udawanie nie miało jednak sensu. Marek musiał poznać w końcu prawdę,
Poszli na rynek.
- Marek - zaczęła, ale zaraz pożałowała, że odezwała się pierwsza, Teraz będzie musiała ciągnąć swoją wypowiedź - Chciałam ci powiedzieć, ale...
- Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Mam syna  - poczuła się nagle taka wolna.
Patrzył na nią z konsternacją. Odsunął się lekko. Trawił jej słowa.
- Powiedz coś - powiedziała cicho.
- Syna? Okej. Ale co robiłaś w szpitalu?
Opowiedziała mu całą historię poparzenia i gdy spotkali się w Warszawie w szpitalu po tylu latach była właśnie z synem, który w tamtym momencie walczył o życie.
- Jak się nazywa?
- Olaf.
Chciała dodać, że ma siedem lat, że...  że zaszła w ciążę z Olszańskim, ale nie mogła się na to zdobyć. Wstydziła się tego.
- Ile ma lat?
Obawiała się tego pytania. Zwlekała chwilę.
- Siedem.
- To znaczy, że to dziecko Sebastiana...
- Nie! To moje dziecko - uniosła się.
Nic już więcej nie powiedział. Przygarnął ją do siebie i trwali tak przez dłuższą chwilę. Każde było pogrążone we własnych myślach. Marek myślał o tym ile to co zrobił jej Sebastian ją kosztowało. Nienawidził tego człowieka, ale siebie poniekąd też. Gdyby nie ten głupi zakład może byłby z Ulą szczęśliwy już te siedem lat temu. Jedna decyzja a zmieniła życie Cieplak w koszmar.
Ula też rozmyślała. Patrzyła na tych ludzi, którzy gdzieś się spieszyli, na dzieci, które bawiły się przy fontannie. Poczuła dziwne uczucie, które już kiedyś jej towarzyszyło. Poczuła, że chciałaby być tą dziewczyną z sąsiedniej ławki, która spokojnie czytała książkę, albo staruszką, która bawi się ze swoją wnuczką. Chciałaby mieć życie, w którym nie ma gwałtu, złych słów i bólu. Często zadawała sobie pytanie dlaczego akurat ją to spotkało.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Marka,
- Będą mógł go poznać?
Zawahała się.
- Ale nie dzisiaj. Jest jeszcze dosyć słaby.
- Oczywiście - poczuła nutę zawodu w jego głosie.

Kamila leżała na prowizorycznym stole do operacji w małej salce, odgrodzonej od reszty "szpitala" długą zasłoną, Kilka chwil temu zemdlała i Abdul Salam przeniósł ją do tego ciasnego pomieszczenia.
- Mówiłam, żebyś została lepiej w namiocie - powiedziała Fatima.
- Jestem przemęczona, po prostu.
Kamila zauważyła porozumiewawcze spojrzenia, które przesłali sobie Abdul i Fatima.
- Kiedy ostatni raz miałaś miesiączkę?- zapytała dziewczyna.
Kobita policzyła w głowie i ze zdumieniem stwierdziła, że okres spóźnia jej się już prawie trzeci tydzień.
Ale to pewnie przez zmianę klimatyczną i stres.
Nie mogła byś w ciąży!
- Nie mamy jak cię zbadać tutaj, ale jak za dwa tygodnie przyjedziesz do swojego kraju to idź lepiej na badania.
- To nie może być ciąża - powiedziała Kamila
- Nie chcę spekulować.
Pomogli jej wstać i zaprowadzili do namiotu, gdzie mogła spokojnie wszystko przemyśleć. Nie dane jej jednak to było. Zasnęła bardzo szybko.
Obudziły ją hałasy.
Otworzyła oczy i zobaczyła jak mężczyzna z karabinem stoi nad jej łóżkiem. Pociągnął ją mocno za ramię i wywlókł na zewnątrz. Nie miała pojęcia co się dzieje. Poprowadził ją do głównego wejścia do szpitala, gdzie kilka sanitariuszy i sanitariuszek klęczeli w rękami założonymi za głowę. Ona zrobiła to samo. Klęczała obok Abdula. Mężczyźni mówili szybko po arabsku. Kłócili się. Abdul starał się zachować zimną krew, ale każdy by się stresował, gdyby ktoś mierzył do niego z karabinu.
- Czego oni chcą? - zapytała Kamila najciszej jak umiała.
- Jedzenia, lekarstw - odpowiedziała Fatima, ale za chwilę tego pożałowała, bo jeden z żołnierzy podszedł do niej i uderzył ją mocno w twarz.
Nie wiedziała dlaczego to zrobiła, ale kiedy Fatima upadła na te brudne deski, trzymając się za twarz, krew się w niej zagotowała. Wstała i stanęła na przeciwko tego chłystka. Wymierzyła mu siarczysty policzek, po czym napluła prosto w twarz. W zamian uderzył ją karabinem prosto w brzuch a potem kopnął jeszcze kilka razy.
Widziała jak celuje w nią. Najpierw w głowę, potem w brzuch. W końcu strzelił. Ból przeszył jej ciało i skumulował się w nodze. Gdzieś trochę wyżej kolana. Krzyknęła. Nagle wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Zobaczyła jak grupa kilku sanitariuszy strzela pistoletami w żołnierzy, jak oddają im równie celne strzały. Nie wiedziała skąd mieli te pistolety, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, bo ból zawładnął nią całkowicie.

piątek, 5 grudnia 2014

"Nie chcę Cię" - miniaturka

Trzymam na rękach dziecko, które rodziłam w strasznych bólach przez ponad dziesięć godzin. Jest ono dziwne, jakby nie człowiek, tylko nieludzka istota, która żywa we mnie dziewięć miesięcy. Trochę jak Obcy. Wierci mi się w ramionach. Jestem trochę zmęczona i nie mam ochoty dłużej się z nim zajmować. Pielęgniarka odbiera ode mnie dziecko, mówiąc że za godzinę będzie pora karmienia.
- Nie chcę go karmić - mówię i nie obchodzi mnie to, że jestem jego matką.

Mieszkanie, do którego wchodzę z dzieckiem w nosidełku jest małe, ale nie mam innego wyjścia. Adaś wprowadza mnie do środka, pokazując gdzie będzie spało nasze dziecko i my. Uśmiecham się do niego, ale czuję coś dziwnego w żołądku. To uczucie towarzyszy mi bardzo często. Szczególnie w porze gdy mam nakarmić dzieciaka.

On znowu płacze. Ciągle, ciągle, ciągle. Od ponad czterdziestu minut. Adaś nosi go, stara się uspokoić. Mówi do mnie, żebym go nakarmiła. Nie chcę tego robić. Na wpół przytomna odpowiadam, że chce mi się spać. Zakrywam kołdrą głowę i staram się zagłuszyć ten cholerny płacz.

Budzę się rano i Adama niema obok. Na stoliku w salonie leży karteczka. Pisze, że nie wie kiedy wróci, ale jego rzeczy też nie ma. Orientuję się o co chodzi i wpadam w histerię. Jak sobie bez niego poradzę? To on zajmował się dzieciakiem, ja o dzieciach nic nie wiem. Słyszę jak Artur wydaje z siebie ciche dźwięki, coś na kształt gaworzenia. Podchodzę do jego łóżeczka. Przypatruje się mi.
- I co, pokrako?
Próbuję wykonać w stronę dziecka jakiś ruch. Zbliżam powoli rękę do jego główki, na której są krótki brązowe włosy, dotykam jej ostrożnie, ale bachor zaczyna beczeć. Nic mu nie zrobiłam!
Dlaczego one muszą ciągle płakać?

Siedzę na kanapie okryta kocem. Zagłuszam wyrzuty sumienia. Nie umiem nakarmić ani przewinąć dziecka. Staram się, na prawdę, ale to wszystko jest na nic. Nie umiem się nim zajmować. Nie chcę go. Chcę żeby było tak jak przed zajściem w ciążę...  Mam całe życie przed sobą. A raczej miałam.
Brzydzę się dzieciaka. Gdyby Adam przy mnie był byłoby o wiele łatwiej. Ale to tchórzliwa świnia. Nienawidzę go.

Noc jest długa, bo Artur ma chyba kolkę. Wcześniej płakał, bo narobił w pieluchę albo był głodny, teraz płacze bo go coś boli. Co się robi, kiedy takie małe dziecko coś boli?
Dałabym mu jakieś środki przeciwbólowe, na przykład Apap, ale on ma dopiero trzy tygodnie, jak mu się coś stanie to pójdę siedzieć.
Cholera.
- Bądź cicho. Proszę - zaczynam płakać, bo nie mam już siły. Nie spałam od kilku dni. Siadam przy jego łóżeczku, a moim ciałem wstrząsa gwałtowny szloch.
Nie płacz.
Nie płacz.
Nie płacz.
Nie umieraj...
Nawet nie wiem, kiedy wszystko cichnie. Słyszę tylko tykanie zegara. Artur nie rusza się. Dotykam go delikatnie, ale nie budzi się. Jego klatka piersiowa nie unosi się.
Co się dzieje?
Biorę go na ręce. Biegnę do najbliższej sąsiadki.
Otwiera po chwili. Jest zdziwiona.
- On nie oddycha - mówię, a po chwili jesteśmy już z Arturem w karetce.

Lekarz bada dziecko. Robi masaż jego serduszka. Coś do mnie krzyczy. Nie wiem ile trwa to wszystko.
Jeśli on umrze, to czy moje życie wróci do normy?

Stoję przy jego łóżeczku w szpitalu dziecięcym. Uratowali go. Boże...
Patrzy na mnie swoimi zielonymi oczami. Obok mnie stoi Adaś.
- Będzie lepiej gdy go oddamy - mówi to takim tonem, jakby chodziło o zwykłą rzecz. Chcę powiedzieć coś mądrego, ale słowa utykają mi w gardle. Adam ma rację będzie o wiele lepiej gdy dzieciaka z nami nie będzie. Powinien mieć rodzinę, która się nim dobrze zajmie.
- Umarłby przeze mnie - szepczę i czuję się głupio, że to powiedziałam.
Patrzę po raz ostatni na dziecko. Odchodzę od łóżeczka. Adam zostaję jeszcze chwilę. Kilka metrów dalej czuję się jak Orfeusz, który nie może się odwrócić, aby nie stracić Eurydyki. Pokusa jest jednak silniejsza, Patrzę na Adama, który pochyla się na dzieckiem. Coś do niego mówi. Chyba go kocha.

Idę pustą ulicą w stronę sklepu, w którym pracuję. Jest zima. Idę szybko, żeby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym sklepie.
Rozbieram kurtkę i zaczynam obsługiwać klientów.
Staram się być miła do wszystkich. Ludzie są tacy różni. Czasami wśród tłumu szukam zielonookiego dzieciaka. Od dwunastu lat powtarzam ten sam schemat, jakby miało to złagodzić ból po tym co zrobiłam w młodości.
Kolejka jest długa, obsłużyłam już starszą panią i kilku nastolatków.
Do lady podchodzi chłopiec.
Prosi o paczkę gum do żucia i jakiś sok. Wyciąga w moją stronę dłoń a ja zamieram.
Poznaję go po znamieniu. Przypominam sobie chwilę, gdy obserwowałam to znamię.
-Ile płacę? - pyta niecierpliwie.
Jego zielone oczy są tak wyraziste. Staram się odpowiedzieć. Staram...
- Na koszt sklepu - mówię, jakbym chciała tymi słowami usprawiedliwić to co zrobiłam kiedyś.
Za szybą stoi ładna kobieta w długim płaszczu, kiedy chłopak wychodzi rozmawiają ze sobą. Kobieta kiwa głową w moją stronę, poznała mnie. Ja ją też.

Tyle lat minęło...
A ja wciąż mam wyrzuty sumienia.
Staram się zapomnieć...