sobota, 14 lutego 2015

"Moja i Twoja nadzieja" cz. 5

Obudziła się późno w nocy. Przewróciła się z boku na plecy i patrzyła na sufit. Było tak cicho, że niemal słyszała bicie swojego serca. Wiedziała, że już nie zaśnie. Była strasznie podekscytowana, bowiem dzisiaj miała wyruszyć statkiem na podbój Niemiec. Jej kontrakt wygasł trzy tygodnie temu, czyli zaraz po tym jak Acke wyreżyserował film z nią w roli głównej. Film nosił nazwę "Uwikłana" i opowiadał o matce, która prowadzi dom i każdego dnia z niecierpliwością oczekuję powrotu z pracy swojego męża. To wszystko się jednak zmienia, gdy poznaje nowego sąsiada z naprzeciwka. Oboje się w sobie zakochują, ale wiedzą, że nie mogą ze sobą zostać.
"Uwikłana" nie była jakimś specjalnym sukcesem komercyjnym, ale widzowie po raz trzeci zauważyli Alvę i gazety o niej mówiły, dzięki czemu uzyskała w Szwecji status prawdziwej aktorki.
Od kiedy dowiedziała się o wyjeździe do Niemiec uczyła się tego języka od świtu do nocy. Całkiem nieźle jej szło. Przymknęła oczy i starała się jeszcze zasnąć, ale nie dała rady.

Wylewnie pożegnała się ze swoją rodziną i wsiadła na pokład statku. Kiedy stała przy barierce i machała podszedł do niej Acke.
- Jak się masz? - zapytał.
Odwróciła się w jego stronę i uśmiechając się lekko, wyszeptała:
- Jestem bardzo szczęśliwa.
Nagle statek ruszył i powoli wypłynął na morze. Pomachała ostatni raz matce i rodzeństwu i zeszła do swojej kajuty.
Czekała ich kilkudniowa podróż i zastanawiała się jak to zniesie. Nigdy nie płynęła statkiem. Miała nadzieję, że nie ma choroby morskiej. Nie chciała przesiedzieć całej podróży w kajucie z miską pod twarzą.
Położyła się na miękkim łóżku i poddała się rytmowi, który nadawał statek. Delikatne kołysanie sprawiało, że odpływała. Dopiero teraz poczuła się naprawdę zmęczona. Nagle ni stąd ni zowąd stanął jej przed oczami obraz dziewczyny, która stała się muzą Stillera. Nie była zbyt piękna. Nieco niezgrabna, z krzywym zgryzem i burzą włosów wyglądała raczej jak karykatura kobiety. Alva poczuła się jednak zazdrosna. W tej dziewczynie Stiller musiał coś dostrzec, skoro postanowił obsadzić ją w swoim nowym filmie. Dostrzegł w niej coś, czego nie umiał zobaczyć w Alvie. Życzyła jednak tej dziewczynie jak najlepiej. Usłyszała nagle szczęk otwieranych drzwi, a po chwili poczuła na swoich ustach pocałunek. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą Nilssona.
- Jak ci się podoba? - zapytał.
Usiadła i rozejrzała się dookoła.
- Możesz mi powiedzieć po co to wszystko?
- A o co ci chodzi?
Westchnęła ciężko.
- O ten cały przepych. Mogliśmy jechać drugą klasą, albo trzecią.
Acke zaśmiał się.
- Kochanie, jesteś aktorką i jakbyś wyglądała w trzeciej klasie?
- Nikt tutaj nie wie, że gram w filmach.
- Jeszcze cię nie znają, ale poczekaj kilka lat. Świat będzie leżał u twoich stóp.
Chciała w to wierzyć, ale podświadomie czuła niepokój. Bała się, że wydarzy się coś co przekreśli jej karierę.

Płynęli już czwarty dzień i z tego co było jej wiadomo następnego dnia mieli być na miejscu. Siedziała razem z Acke przy stoliku z kilkoma mężczyznami, którzy dyskutowali właśnie o inflacji na giełdzie. Nie bardzo rozumiała o co dokładnie im chodzi, więc zajęła się obserwowaniem ludzi przechadzających się po pokładzie. Odpłynęła myślami do Berlina. Zaczęła snuć plany, które razem z Acke miała zamiar zrealizować po przyjeździe do Niemiec. Miała nadzieję, że UFA pomoże jej w drodze na szczyt. Przecież po to tam jedzie... jedzie, żeby być sławną, żeby ludzie ją kojarzyli, żeby kochali. Czuła, że może to wszystko osiągnąć jeśli wystarczająco mocno się postara. Trzeba wierzyć w swoje możliwości. Alva w nie wierzyła. Całą sobą.
- A co pani myśli na ten temat? - usłyszała głos jednego z mężczyzn, który siedział zaraz na przeciwko niej.
Spojrzała na niego i usilnie starała sobie przypomnieć o czym rozmawiali. Kojarzyła tylko jakiś zlepek słów.
- Przepraszam, ale zamyśliłam się - odpowiedziała, czerwieniąc się.
Mężczyźni zaśmiali się serdecznie.
- No tak... kobiety mają tendencję do bujania w obłokach - odezwał się inny.
Przeprosiła ich na sekundę i odeszła od stołu. Ich towarzystwo ją przytłaczało. Nie była tak mądra i oczytana jak oni, przez co trudno jej było nawiązać rozmowę. Zmierzała do swojej kajuty, gdy nagle poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. Była pewna, że to Acke, dlatego nie przeraziła się aż tak bardzo. Kiedy się jednak odwróciła ujrzała młodego mężczyznę, który siedział razem z nią przy stoliku.
- Zapomniała pani czegoś - powiedział i podał jej rękawiczki.
- O, faktycznie - uśmiechnęła się - Dziękuję.
Przez chwilę stali w ciszy, ale mężczyzna odezwał się w końcu.
- Jeff Whitford - przedstawił się.
- Alva Berg - ucałował jej dłoń.
Miał już odejść, ale coś go powstrzymało. Obrócił się na pięcie i rzekł:
- Ja też nie rozumiem o czym ci mężczyźni mówią - puścił jej oczko i zniknął za zakrętem, a ona stała tam jeszcze przez chwilę w samotności.

Kilka dni później całkowicie rozpakowani i urządzeni w ich nowym mieszkaniu, które zapewniło im UFA leżeli na wielkim łóżku. Dostali już scenariusz nowego filmu i teraz oboje go analizowali.
- Acke - rzekła nagle - nie myślałeś, żeby znów zacząć grać?
Mężczyzna popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie. Lubię reżyserkę.
- No tak, ale pomyślałam, że świetnie nadawałbyś się do roli Heatcliffa.
- Alva, rozmawialiśmy już na ten temat.
Przewróciła oczami. Pamiętała, ze faktycznie kilka miesięcy temu rzuciła mu propozycję zekranizowania "Wichrowych Wzgórz" na co się nie zgodził. Powiedział wtedy, że to tani, beznadziejny romans i oboje stać na coś wartościowszego.
- Zobaczysz, za kilka lat ktoś nas wyprzedzi i zgarnie laury, a my będziemy sobie pluć w brodę, że nie nakręciliśmy tego filmu.
Zdenerwowana zgasiła nocną lampkę i odwróciła się do Nilssona plecami. Acke odłożył scenariusz na bok i przetarł oczy.
- Dlaczego musisz być taka uparta?
- Ja nie jestem uparta! Ty po prostu nigdy nie robisz tego o co cię proszę.
- Pewnie! Uważasz, że zekranizowanie jakieś durnej powieści jest takie łatwe. Jesteś aktorką, scenariusz dostaniesz do ręki i wystarczy, że się go nauczysz, a ja i cała ekipa będziemy musieli ślęczeć po nocach i wszystko obmyślać!
Gwałtownie usiadła, opierając się o zagłówek.
- No tak... zapomniałam, że przecież z innymi filmami tak nie ma! - powiedziała ironicznie.
Acke westchnął. Nie miał już argumentów.
- Och, daj spokój z tym szmatławcem i skup się na roli Heleny.
Nie odezwała się już do niego. Przykryła się szczelnie kołdrą i starała się zasnąć.

Do gmachu UFA dotarli chwilę przed czasem. Dzisiaj był pierwszy dzień kręcenia "Namalowanego szczęścia" więc starali się z całych sił nie spóźnić. Udało im się. Przywitali się z producentem filmu i kilkoma innymi osobami i zaczęli pracę. Szło całkiem sprawnie. Alva miała dobrze przyswojoną swoją rolę więc rzadko zdarzały jej się pomyłki, dzięki czemu zrobili więcej niż zaplanowali.
Wyszli z wytwórni około godziny szesnastej. Postanowili iść coś zjeść. Po wczorajszej sprzeczce nie było ślady, choć Alva dalej miała nadzieję, że jej ukochany zgodzi się na "Wichrowe Wzgórza".
Weszli do małej restauracji i usiedli przy stoliku koło okna.
- Całkiem nieźle nam dzisiaj poszło - powiedział Acke wertując kartę MENU.
- Też tak sądzę - uśmiechnęła się.
- I nasza nauka niemieckiego nie poszła w las - puścił jej oko.
- Fakt.
Złożyli zamówienie i za chwilę mogli się delektować niemieckimi przysmakami. Kiedy zjedli, przeprosiła na chwilę Nilssona i poszła do łazienki.
Kiedy myła ręce, zauważyła kobietę, która stała przed lustrem i malowała rzęsy. Kobieta spojrzała na Alvę w lustrze i uśmiechnęła się nieco zawadiacko.
- Kobieta zawsze powinna pokazywać się od tej lepszej strony - powiedziała nieznajoma, przyglądając się sobie dokładniej w lustrze.
- Jeśli chodzi o ukochaną osobę, to też tak uważam - odpowiedziała Alva, zdziwiona tym nagłym przypływem odwagi.
- Nie jest pani Niemką - zauważyła kobieta.
- Nie jestem - powiedziała - Dopiero przyjechałam do Niemiec i uczę się jeszcze języka.
- Całkiem nieźle pani mówi, tylko akcent panią zdradza.
Kobieta popatrzyła na Alvę tym razem nie w lustrze.
- Marlena Dietrich, miło mi - przedstawiła się nieznajoma.
- Alva Berg.
- Może jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedziała Marlena i kołysząc biodrami wyszła z łazienki.

Kolejne dni na planie były równie owocne jak ten pierwszy. Bardzo zależało jej aby pokazać się z tej lepszej strony. Chyba jej się udało, bo któregoś dnia przez zupełny przypadek usłyszała rozmowę producenta i Nilssona, którzy dyskutowali o filmie i głównej aktorce. Powiedzieli, że jest całkiem niezła i pewnie film okaże się sukcesem, dzięki czemu będą mogli przedłużyć współpracę. Dodało jej to skrzydeł. Miała w sobie jeszcze więcej chęci do grania.

W drugim tygodniu pobytu w Berlinie znudziło jej się siedzenie w domu i głębsze przyswajanie swojej roli. Acke siedział w fotelu i czytał jakąś książkę. Był tym bardzo pochłonięty, więc nie chciała mu przeszkadzać.
- Idę się przejść - rzuciła i nakładając na siebie płaszcz wyszła z mieszkania.
Robiło się już ciemno, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Czuła się tutaj bezpiecznie. Berlin miał w sobie coś takiego...  nie potrafiła nawet tego wyjaśnić. To miasto napędzało ją do działania. Inspirowało.
Szła samotnie jakiś czas, postanowiła jednak, że pójdzie się czegoś napić. Wstąpiła do pierwszej lepszej knajpki i od razu zobaczyła same poprzebierane kobiety. Jedne były ubrane w różowe falbaniaste sukienki, inne w męskie garnitury. Nie zraziło ją to jednak. Przebiła się przez tłum ludzi i usiadła przy barze. Zamówiła jakiś sok i przysłuchiwała się dwóm kobietom, które śpiewały wesołą piosenkę o dwóch przyjaciółkach. Kołysała się w rytm melodii.
- Kiedy przyjaciółka spotka przyjaciółkę
  czule mówi słowa: 
  Jesteś wyjątkowa... 
Kobiety skończyły piosenkę, zeszły ze sceny i jedna z nich podeszła do stołu w kącie, druga zaś do baru. Alva od razu poznała tę drugą. Marlena Dietrich. Ubrana w męski smoking wyglądała zjawiskowo. Kobieta też poznała Alvę, bo na jej widok uśmiechnęła się i od razu usiadła przy barze, jakby zupełnie zapominając o swojej przyjaciółce.
- No proszę - jej seksowny, gardłowy głos dotarł do uszu Alvy - Miałam nadzieję panią jeszcze kiedyś spotkać.
- Ja panią również - uśmiechnęły się do siebie.
- Co panią tutaj sprowadza? - Marlena zapaliła papierosa.
- Jeśli powiem, że nuda, to będzie to zbyt prozaiczne, prawda?
Marlena zaśmiała się serdecznie.
- Nie sądzi pani, że to przeznaczenie? - zapytała Dietrich.
- Przeznaczenie?
- To że się tutaj spotkałyśmy.
- Wydaje mi się, że to czysty zbieg okoliczności, albo Berlin jest taki mały.
- Może też i tak być. Dlaczego przyjechała pani do Niemiec?
- Postanowiłam być sławna i dostałam propozycję zagrania tutaj w kilku filmach wytwórni UFA.
- Jest pani aktorką? - zaciekawiła się - Ja grywam w teatrach.
Berg mimowolnie spojrzała na zegarek na ręce. Miała iść tylko na spacer, więc powinna już wracać. Acke pewnie będzie się niepokoił.
- Bardzo panią przepraszam, ale powinnam już iść do domu - powiedziała Alva.
- Ja chyba też.
Marlena podeszła do stolika, gdzie jej przyjaciółka prowadziła zawziętą dyskusję z jakąś kobietą. Pożegnały się cmoknięciem w usta i Dietrich znów zmierzała w stronę Alvy.
- Gdzie pani mieszka? - zapytała Marlena, nakładając na siebie płaszcz.
- Gesundbrunnen - odpowiedziała, kalecząc nazwę. 
Poszły w tamtą stronę i kiedy znalazły się przed blokiem Berg, stały jeszcze chwilę rozmawiając. Świetnie czuły się w swoim towarzystwie. Alva nawet nie podejrzewała, że może jej się z kimś tak dobrze rozmawiać. Ku swojej wielkiej radości znalazła przyjaciółkę. 
Obie panie spotykały się niemal każdego dnia po pracy, a czasami nawet kiedy miały przerwę. Rozmawiały na każdy temat i postanowiły nie mieć przed sobą tajemnic. Marlena opowiadała Alvie o tym, jak chciała zostać skrzypaczką, ale poważna kontuzja ręki jej to uniemożliwiła i postanowiła zostać aktorką, chociaż na razie nie osiągała jakiś znacznych sukcesów. Opowiedziała jej trochę o swojej rodzinie. Ojcu, który nieszczęśliwie zginął, matce, która ponownie wyszła za mąż, babci, z którą Marlena miała najlepszy kontakt i o swoim ukochanym Rudolfie, za którego planowała wyjść za mąż. 
W grudniu tysiąc dziewięćset dwudziestego trzeciego roku razem z Acke została zaproszona na kolację do państwa Sieber. Marlena i Rudi mieszkali skromnie w dwupokojowym mieszkaniu w starej berlińskiej kamienicy. Mimo tego, że oboje nie zarabiali mało to postawili na coś małego i dopiero jak Marlena zajdzie w ciążę, postanowią się przeprowadzić. Kiedy zjedli Alva pomogła Marlenie posprzątać. Był to również pretekst do rozmowy w cztery oczy. 
- Widziałam cię ostatnio z Margot - powiedziała cicho. 
Dietrich spojrzała na nią zaskoczona. 
- Rudi wie, że... ? 
- Czego Rudi nie widzi tego mu nie żal - powiedziała Marlena. 
- Marlena - zaczęła nieco zdenerwowana - Rudi jest twoim mężem i nie możesz go zdradzać! 
- Ja go nie zdradzam. Zdrada jest wtedy kiedy swojego męża się nie kocha. Ja Rudiego kocham. Więc to nie zdrada, a ja nie kocham się z Margot z miłości. 
- Trochę to pokrętne - zauważyła Alva. 
Marlena odłożyła ścierkę, którą wycierała jeszcze chwilę temu dłonie i łapiąc się prawą rękę pod bok, zaczęła: 
- Kocham Rudiego, Margot jest tylko miłym dodatkiem. Ona o tym wie i nie ma nic przeciwko. 
- Jesteś chora, Marlena - powiedziała Alva i uśmiechnęła się. 
Czasem zazdrościła Marlenie tej wolności. Nie była uwiązana, mogła robić co chciała i nigdy nie miała wyrzutów sumienia. 
Późnym wieczorem pożegnali się z świeżo upieczonym małżeństwem i poszli do domu. 
- Są bardzo sympatyczni - powiedział Acke. 
Przytaknęła mu i mocniej złapała go za rękę. 

czwartek, 12 lutego 2015

Nie ulegajmy stereotypom

W ostatnim czasie bardzo frapującym dla mnie tematem stał się ten o wszelakiej i różnorakiej formie tolerancji. Staramy się być tolerancyjni dla tych, którzy tej tolerancji od nas oczekują. Kiedy ktoś nas pyta "Czy jest pani tolerancyjna?" odpowiadamy, że naturalnie tak. Przecież to takie normalne, ale gdy spada na nas kolejne pytanie - "Co by pani zrobiła, gdyby okazało się, że pani syn jest gejem?", to wtedy tak jak przystało na prawdziwego zamkniętego na wszystko Polaka, odpowiadamy, że pewnie wyrzucilibyśmy z domu takiego smarkacza. Czy to jest prawdziwa tolerancja? Moim zdaniem to czysta hipokryzja. Staramy się przed społeczeństwem pokazać, że nie interesuje nas życie sąsiadki, która okazała się lesbijką, ale kiedy w domu pogasną wszystkie światła ze szklanką przy ścianie nasłuchujemy odgłosów miłości, które wydaje z siebie lesbijka para.
Podejrzewam, że gdybym zrobiła teraz "Coming out" ludzie na ulicy tak chętnie nie mówiliby mi "dzień dobry", a sprzedawczyni w sklepie nie pozwoliłaby donieść przy okazji złotówki, której zabrakło mi, gdy robiłam zakupy.
Ostatnio usłyszałam od kogoś, że tolerancja znaczy tyle co "znoszenie czyjeś obecności w naszym otoczeniu" szczerze mówiąc nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Dla mnie tolerancja to akceptacja drugiego człowieka z jego wszystkimi innościami. Ale czy w dzisiejszych czasach "inność" to coś złego? Każdy z nas uważa się za alternatywnego, ale skoro każdy jest alternatywny to czy nie znaczy to, że każdy jest taki sam?
Tolerancja to jednak nie tylko akceptowanie homoseksualistów. Naszą nową modą jest uleganie stereotypom. Czarnoskóry - niewolnik; Żyd - sknera; Cygan - złodziej. Są one dla wielu krzywdzące, ale czasami mimo tego, że wcale nie przeszkadza nam obecność Roma (pot. Cygana) obok nas na ławce w parku to gdzieś podświadomie łapiemy mocniej za torebkę, albo mimo woli odsuwamy się na drugi koniec ławki. Przez media takie jak internet (na przykład) nasze postrzeganie świata co chwilę ulega zmianie. Raz jesteśmy lewicowi - otwarci, tolerujemy wszystkich, a raz kiedy okażę się jednak, że czasem (podkreślam CZASEM) prawica ma rację jesteśmy już po ich stronie.
Nie potrafimy sami się określić i ulegamy nowym trendom, albo właśnie stereotypom. Często gdy nie wiemy co myśleć na dany temat wystarczy, że wejdziemy na jakąś stronę internetową, gdzie ludzie prowadzą zawziętą dyskusję i gdy jest przewaga głosów na "tak", akceptujemy to, jeśli zaś na "nie", no cóż...
Odbiegałam jednak od tematu. Kiedyś przeczytałam, że nikt nie rodzi się rasistą. Zgadzam się z tym w stu procentach, bowiem miałam dzisiaj okazję zobaczyć to na własne oczy.
Jechałam w autobusie. Nagle wsiada do niego romska rodzina (oczywiście każdy mocniej chwyta za swoje torby). Młoda dziewczyna z trójką dzieci - jednym w wózku, drugim około trzyletnim i trzecim, które na oko miało sześć lat. Ten trzyletni chłopczyk usiadł sobie na miejscu, na przeciwko drugiego około trzyletniego chłopczyka, który jechał ze swoją dystyngowaną mamą (miałam okazję zobaczyć jak społeczeństwa się od siebie różnią). Romski chłopczyk usiadł tyłem do mnie, więc nie widziałam jego twarzy, ale siedzącego na przeciwko chłopaczka widziałam bardzo dobrze. Miał urocze niebieskie okularki. Uśmiechnął się do nowo poznanego kolegi i jak gdyby nigdy nic zaczęli się ze sobą bawić, śmiali się i za nic mieli te zdziwione spojrzenia ludzi wokoło. Patrzyli na matkę chłopca w okularach, jakby ta popełniała grzech pozwalając bawić się swojemu dziecku z tym "Cyganem". Zrobiło mi się tak strasznie ciepło na sercu. Potwierdziły się słowa nieznanego mędrca, który rzekł "nikt nie rodzi się rasistą". To wychowanie sprawia, że tacy się stajemy. Jeśli od małego wmówi się dziecku, że nie powinien bawić się z czarnoskórą osobą "bo nie wypada" to dziecko w przyszłości nie podejdzie do takiego człowieka, a gdy przyjdzie mu z nim porozmawiać jedyne co będzie potrafił to wywyższać się. Ale jak ma inaczej postępować, skoro będąc małym słyszał jak rodzice mówią, że Murzyni są tacy i owacy, a Żydzi to już w ogóle plebs?
Mi się jednak wydaje, że nasze polskie społeczeństwo boi się spotkania z wyższą i mądrzejszą kulturą. Nie od dziś wiadomo przecież, że Żydzi to bardzo inteligentny naród tylko w czasie II wojny został sprowadzony do roli zakały ludzkości.
Powinniśmy się czasem zastanowić nad swoim postępowaniem i otworzyć na wszystkie "inności", bo w końcu ten Ciemnogród nas pożre.
Nie ulegajmy więc stereotypom!

środa, 11 lutego 2015

"Moja i Twoja nadzieja" cz. 4

Następnego dnia przyszła na plan jak gdyby dzień wcześniej nic się nie stało. Wymazała ze swojej pamięci ich kłótnię i to, że kariera była dla Nilssona ważniejsza niż miłość. Próbowała wymazać nawet to, że kiedykolwiek znała kogoś takiego jak Acke Nilsson. Ale to było o wiele trudniejsze. Kochała tego mężczyznę całym swoim sercem. Zrobiłaby dla niego wszystko, ale wyjazd do Stanów to było dla niej za dużo. Nie znała języka, kultury... Jak by sobie tam poradziła? Jednak nie chodziło tylko o, że angielski sprawia jej wiele trudności, ale również o to, że nie mogła zostawić tutaj matki. Mimo, że obie prowadziły ze sobą niemą wojnę to gdzieś w głębi duszy Alva czuła, że ta despotyczna i wiecznie krzycząca kobieta jest dla niej wszystkim. Zostawienie jej samej byłoby nie do wybaczenia. Co z tego, że Doris i Sven byli na miejscu? Mieli swoje rodziny, swoje problemy i nie mogli pomagać matce każdego dnia. Z drugiej jednak strony czy poświęcanie swojej kariery dla kobiety, która uważa swoją córkę za problem było tego warte?
Alva usiadła przy toaletce, gdzie znajdowały się jej kosmetyki. 
- Dzień dobry, panno Berg - usłyszała głos Selmy - sekretarki Nilssona. 
Skinęła głową i zaczęła pudrować policzki. 
- Pewnie bardzo się pani cieszy na ten wyjazd do Ameryki. Sama chciałabym tam jechać - Selma wyraźnie się rozmarzyła. 
Alva spojrzała na nią w lustrze. Kobieta przekładała sukienki i bluzki z wielkiego pudła do szafy, która stała nieopodal wejścia do garderoby.
- Skąd o tym wiesz? - Alva poirytowała się trochę co nie umknęło uwadze Selmy. 
Jak ten idiota mógł rozgadać wszystkim o tym nieszczęsnym wyjeździe? Przecież oboje dowiedzieli się dopiero wczoraj. A może Acke wiedział wcześniej? 
- Pan Nilsson powiedział, żebym zarezerwowała bilet na statek możliwie jak najszybciej. No to go zapytałam o cel podróży, a on taki strasznie podekscytowany rzekł. że jedzie razem z panią na podbój Ameryki, ale najpierw do Berlina. 
Alva przełknęła ślinę i wstając od toaletki przeprosiła na chwilę sekretarkę. Skierowała się prosto do gabinetu Nilssona. Nie pukała do drzwi, po prostu wpadła tam jak błyskawica i zaczęła mówić: 
- Ilu osobom powiedziałeś, że wyjeżdżamy? 
Acke odłożył scenariusz jakiegoś filmu na bok i spokojnie odezwał się:
- Tylko Selmie, ale pewnie będę musiał powiedzieć jeszcze dyrektorowi. 
Alva nie mogła uwierzyć w to, że zachowuje taki spokój wtedy kiedy ona tak bardzo się denerwuje. 
- Jednak pojedziesz? - przez chwilę liczyła na to, że powie, że jednak nie, bo kariera nie liczy się dla niego aż tak bardzo jak ona, jednak Acke westchnął i zagryzając wargę, rzekł:
- Przykro mi Alvo. Wszystko już jest załatwione. Pan Mayer w prawdzie powiedział, że dopiero budują swoją wielką "fabrykę gwiazd", ale nie potrwa to już długo. Może do przyszłego roku skończą wszystko, a do tego czasu będę miał okazję douczyć się angielskiego i... - spuścił wzrok - Sam nie wiem do cholery... - powiedział nagle i w pierwszy momencie Alva nie zrozumiała o co mu chodzi - Nie wiem czy to ma sens - ukrył twarz w dłoniach. 
Alva usiadła na krześle i wpatrywała się w swojego ukochanego w nadziei, że za chwilę coś jeszcze powie. On jednak zakończył swój dziwny mini monolog i oddychał ciężko. 
- Myślałem nad UFA w Niemczech. Dopóki MGM się nie rozbuduje będę miał okazję zrobić tam kilka dobrych filmów. 
- A co ze Szwecją? Tutaj też możesz zrobić dobre filmy. 
- Mogę, ale chcę czegoś innego. Chcę się rozwijać... 
Próbowała się nie rozpłakać, ale przymknęła na chwilę oczy i mimo woli słone łzy spłynęły jej po policzkach.  
- Chcesz się rozwijać zostawiając mnie tutaj, tak? - zapytała zanosząc się płaczem. 
- Alvo...  chciałem żebyś ze mną jechała. 
- Ale to są twoje marzenia, nie moje, Acke - powiedziała i ocierając łzy udała się od razu na plan.

Wróciła do domu wieczorem. Z planu pojechała do Svena, który poprosił ją aby zaopiekowała się jego dziećmi, ponieważ razem ze swoją żoną idą do teatru. Zgodziła się, ale postanowiła, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Nie nadawała się do opieki nad dwójką wiecznie płaczących dzieciaków. Była wykończona tym dniem i jedyne czego pragnęła to gorącej kąpieli i snu. 
Cicho otworzyła drzwi. Liczyła na to, że matka już śpi. Nie spała, Siedziała w kuchni i szyła. W jednej chwili Alva poczuła się taka strasznie samotna. To było przerażające. Zapragnęła schować się gdzieś i płakać, aż wypłacze wszystkie łzy. Linda zobaczyła, że z jej córką jest coś nie tak. Odłożyła bluzkę, w której właśnie zszywała dziurę i zapytała swoim szorstkim głosem: 
- Stało się coś? 
Alva usiadła na krześle i spuściła głowę, jakby wstydziła się tego co się stało. 
- Acke chce wyjechać do Niemiec, a później do Ameryki. 
- Na co? 
- Dla sławy, mamo. Chciał, żebym z nim pojechała, ale...  
- Ale co? Coś cię tutaj trzyma? 
Zachowanie matki wydało jej się dziwne. 
- Tutaj mam rodzinę, przyjaciół... 
Linda zaśmiała się.
- Dziecko! Możesz zostać kimś wielkim. Słyszałam kiedyś jak żaliłaś się ojcu, że nikim ważnym nigdy nie będziesz, a teraz jak masz okazję to z niej nie korzystasz? 
Zaniemówiła. Matka popierała Nilssona? 
- Boję się jechać tak daleko.  
- Alvo. Spełniaj swoje marzenia, a nie patrz na innych. 
Nie rozumiała matki. Jeszcze nie tak dawno psioczyła na Alvę o to, że chce być aktorką a nie matką i żoną. Skąd nagle u niej taka zmiana?
- Zrozumiałam swój błąd - powiedziała cicho Linda - Nie mogę przecież układać ci życia. Tylko to, że jesteś szczęśliwa powinno się dla mnie liczyć, bo przecież jestem twoją matką. 
Dziewczyna zaczęła płakać. Pierwszy raz od bardzo dawno poczuła do matki coś na kształt miłości. Otarła łzy i bez wahania przytuliły się. Obie płakały tak żarliwie pierwszy raz od śmierci ojca Alvy. Poczuły, że to co zdarzyło się tego dnia to jakiś przełom w ich relacjach.

- Dajcie z siebie wszystko, to ostatni dzień na planie - powiedział Stiller, po czym ruchem ręki skinął na operatora kamery aby zaczynał.
Alva stanęła na swoim miejscu i wolnym ruchem obróciła się w stronę aktora grającego jej ukochanego. Posłała mu przeciągłe spojrzenie.
- Oszukałaś mnie - powiedział jej filmowy kochanek.
- Cięcie! - krzyknął Maurycy.
Dziewczyna zamrugała kilka razy po czym spojrzała na Stillera.
- Ile razy do cholery mam ci powtarzać, Edvin, że Jean Foix nie mówi do ukochanej kobiety tak jakby za chwilę miał umrzeć! Więcej ekspresji!
Stiller ponownie usiadł na swoim krześle reżysera. Młody chłopak uderzył klapsem i ponownie odegrali tę scenę.

Po skończeniu filmu miała tydzień luzu. Postanowiła poświęcić go na czytanie książek, które zaniedbała gdy tylko zaczęła bawić się w aktorstwo. Teraz kiedy miała więcej pieniędzy mogła sobie pozwolić na kupowanie różnego rodzaju powieści. Aktualnie czytała "Wichrowe Wzgórza'' i przez moment chciała się wcielić w postać Katarzyny Earnshaw. Kiedy wróci na plan porozmawia o tym ze Stillerem, który po raz kolejny będzie reżyserował film, w którym ona gra główną rolę. Acke kilka dni temu wyjechał do Berlina. Nie pożegnał się z nią. Poczuła się cholernie zraniona. To co ich łączyło nagle prysnęło. Kochała go, nie mogła wmówić sobie, że nie. Był jej całym światem. To z nim chciała dojść na szczyt, zamieszkać gdzieś na szwedzkich przedmieściach i zestarzeć się. On jednak wybrał karierę i nic nie mogła na to poradzić. Postanowiła się z tym pogodzić, chociaż gdzieś podświadomie czuła się oszukana i miała pewność, że sama nigdy by nie przekładała sławy nad miłość.

W połowie lutego premierę miała "Uwięziona Jaskółka". Ubrała się w najlepszą sukienkę jaką miała i wraz z matką i swoim rodzeństwem poszła do kina. Sala szybko się zapełniła ku jej wielkiej radości. Miała nadzieję, że widzowie po raz kolejny dobrze przyjmą film z jej udziałem. Usiadła w pierwszym rzędzie, zaraz obok Stillera i producenta filmu i trzymała kciuki. Na ekranie pojawiło się logo Svensk Filmindustri i za chwilę każdy oglądał już zmieniające się sceny. Film trwał około półtorej godziny, kiedy się zakończył Alva czuła się jak Maria Antonina idąca na szafot. Nagle do jej uszu doleciały pierwsze nieśmiałe oklaski, a po chwili cała sala rozbrzmiała klaskaniem w dłonie. Ulżyło jej. Maurycemu również. Uściskali się przyjaźnie i zmierzali do wyjścia. Nagle znajoma postać mignęła jej przed oczami. Rozejrzała się i zobaczyła go. Stał przy kasie biletowej i przeglądał jakieś czasopismo. Poszła w jego stronę, a on jakby podświadomie wyczuł, że się do niego zbliża odłożył gazetę i uśmiechnął się.
- Acke... - wyszeptała, stając kilka kroków przed nim - Nie wyjechałeś?
Westchnął głęboko.
- Nie mogłem. Jak ja bym sobie bez ciebie tam dał radę?
Starała się zachować wskazany w tej chwili spokój. Przecież nie mogła mu pokazać, że liczyła na to, że nie pojedzie.
- Dalej jesteś zła?
- Wyjdźmy stąd, dobrze?
Wychodzili jako ostatni. Szli ulicami Sztokholmu w zupełnej ciszy. Dopiero kiedy dotarli pod jej dom Acke odezwał się:
- Przepraszam - powiedział i spuścił głowę.
- Myślałam, że wyjedziesz i mnie zostawisz ze Stillerem i tą całą potłuczoną gromadką - zaśmiał się.
- W dupie mam karierę - rzekł nagle. Zdziwiły ją te słowa - Wolę być tutaj z tobą, a kiedy będziesz gotowa na podbój wielkiego świata po prostu spakujemy się i wyjedziemy.
- Acke... Niedawno rozmawiałam na ten temat z matką i uświadomiła mi, że jestem gotowa na ten wyjazd, tylko mój kontrakt...
- Wyjedziemy kiedy twój kontrakt się skończy.
Uśmiechnął się do niej, a ona pocałowała go delikatnie w usta, ciesząc się, że wybrał ją, a nie Berlin.

sobota, 7 lutego 2015

"Moja i Twoja nadzieja" cz. 3

Acke Nilsson po raz pierwszy w życiu czuł, że zawiódł. Zawiódł siebie, reżyserów, scenarzystów, aktorów. Wszystkich tych, którzy byli na każde jego zawołanie.
Siedział samotnie w swoim mieszkaniu. Nie za bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Wczoraj wczesnym popołudniem zapadł wyrok. Nie ma już "jego wytwórni". Stracił to na czym najbardziej mu zależało. Odetchnął ciężko i nalał sobie do szklanki bursztynowego płynu. Nagle usłyszał jak ktoś puka do jego drzwi. Niechętnie podniósł się z kremowej kanapy i poszedł otworzyć. Nie spodziewał się dzisiaj nikogo. Mimo tego, że nie miał ochoty z nikim rozmawiać to wolnym ruchem nacisnął na klamkę i przez małą szparę w drzwiach spojrzał na zewnątrz. Po drugiej stronie stała Alva. Uśmiechnęła się do niego kiedy otworzył szerzej drzwi wpuszczając ją do środka. Rozsiedli się wygodnie na kanapie.
- Acke - wyszeptała - Nie możesz zamykać się tutaj jak jakiś mnich w klasztorze i kompletnie do nikogo się nie odzywać.
Nilsson wstał gwałtownie i podszedł do okna.
- Ty nic nie rozumiesz! - krzyknął - To było całe moje życie. Kochałem to, a teraz jakiś dyrektor od siedmiu boleści będzie zarządzał tym co stworzyłem, a ja jedynie będę pomiotem. Przynieś, wynieś, pozamiataj.
Ukrył twarz w dłoniach tłumiąc szloch. Berg podeszła do niego i przygarnęła do siebie.
- Zaproponowali ci przecież stanowisko reżysera. Będą się liczyć z twoim zdaniem.
Zapłakał jeszcze głośniej, tym razem objął ją i poczuła jego łzy na swoim ramieniu i okolicach szyi.
Kiedy się uspokoił odsunął się od niej, a ona nagle zdała sobie sprawę, że pragnęła aby tulił ją w swoich silnych ramionach do końca świata i jeden dzień dłużej. Jakieś ciepło od dłuższego czasu rozlewało się po jej ciele, kiedy tylko myślała o tym mężczyźnie. Nigdy nie czuła takiego czegoś.
Spojrzał jej w oczy i czule pogładził po policzku.
- Jesteś taka piękna, Alva. Chciałem ci tyle dać, a jedyne co mogę teraz zrobić to użalać się nad sobą i nad tym, że jestem nieudacznikiem, który cię zawiódł.
- Nie zawiodłeś mnie - nie kłamała. Nigdy nie pomyślała, że ją zawiódł. Nigdy.
Nagle jakby kierowana jakąś tajemniczą siłą zbliżyła swoje usta do jego twarzy i delikatnie pocałowała go. Nie był zaskoczony. Odwzajemnił pocałunek, pogłębiając go.
Znaleźli się w jego sypialni. Jego silne dłonie błądziły po jej ciele, a ona rozpalona do granic możliwości prosiła aby wszedł w nią. Nie musiała długo czekać. Poczuła go w sobie. Później już żaden mężczyzna nie dał jej takiej satysfakcji jak Acke w tamtym momencie.
Niedługo później leżeli w zmiętej pościeli. Obydwoje potrzebowali takiej chwili zapomnienia.
- Mogę wiedzieć kiedy zrobiłaś to po raz pierwszy? - zapytał dziwnym tonem.
Och tak, pamiętała ten dzień.

Siedzieli nad rzeką. Ona, Doris i Sven. Ten ostatni był jednak zajęty rozmową z jakąś dziewczyną, która wspólnie ze swoją koleżanką opalała się nieopodal na kocu. Doris co chwilę rzucała uwagi pod adresem swojego brata. Mówiła, że jest za bardzo głupi, aby znaleźć sobie dziewczynę, i że na miejscu tej dziewczyny posłałaby go w diabły. Alva słuchała tego, ale starała się nie komentować postępowania brata. Zresztą mało ją to obchodziło. Popatrzyła na Doris, która zamknęła oczy i wystawiała twarz w stronę skandynawskiego słońca. Westchnęła ciężko i poszła do namiotu, w którym miała spędzić dzisiaj noc wraz ze swoim rodzeństwem. Rodzice zgodzili się na nocowanie pod namiotem, z czego była bardzo zadowolona. W swojej torbie odszukała paczkę ciastek i już miała wychodzić, gdy na swojej drodze ujrzała jakiegoś chłopca. Nie usłyszała nawet kiedy wszedł do środka namiotu. 
- Czego chcesz? - zapytała.
Chłopiec westchnął i przybliżył się do niej na niebezpieczną odległość. 
- Chcesz się ze mną kochać? - zapytał bez ogródek, jakby seks był dla niego formą zabawy. Pomyślała, że może mu się pomyliło i chciał się jej zapytać czy może chce z nim pograć w chińczyka. 
Jego wodniste oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Poczuła jak napierana na nią swoim ciałem, a ona mimo tego, że wcale nie miała ochoty "tego" zrobić to poddała mu się. Nie całował jej, nie dotykał. Nic. Po prostu podwinął do góry jej szarą sukienkę, ściągnął majtki najpierw jej a później sobie i wszedł w nią wykonując kilka mocnych pchnięć. Kiedy skończył wyszedł z namiotu, a ona nie miała pojęcia czy to co się właśnie stało było snem czy jawą. Ubrała z powrotem majtki, wygładziła sukienkę i zabierając ze sobą ciastka usiadła obok swojej siostry i brata, który prawdopodobnie dostał kosza. Jej czternastoletnie postrzeganie miłości fizycznej uległo diametralnemu zmienieniu. Popatrzyła na tego chłopca, który chwilę temu zadał jej to dziwnie pytanie, a potem postarała się zapomnieć. 

Acke zaśmiał się, ona również bo z perspektywy czasu wiedziała, że to głupie. Zresztą wtedy to nie było na prawdę, Teraz był jej pierwszy prawdziwy raz. Wtuliła się w niego celebrując tę chwilę ciszy i szczęścia.

Svensk Filmindustri zaproponował jej kontrakt na trzy tysiące koron za film, którego produkcja miała ruszyć na dniach, a reżyserem miał zostać Maurycy Stiller, który jak wielu uważało był wizjonerem i geniuszem reżyserki. Ona wolała jednak Nilssona, który pracował jednak przy innym filmie. Zgodziła się w końcu na to, aby to Stiller reżyserował. Zresztą i tak nie miała nic do gadania.
Stiller okazał się bardzo wymagający i praca z nim nie zapowiadała się na łatwą, Mimo tego, że Alva była bardzo spokojną dziewczyną to przy Maurycym puszczały jej nerwy. Lubił nazywać ją "grubą krową", albo "beztalenciem". Wiedziała, że nie powinna się z nim kłócić, ale w drugim tygodniu zdjęć do "Uwięzionej Jaskółki" miała dosyć jego ciągłych bezsensowym uwag. Czepiał się o dosłownie wszystko. Krzyczał na operatorów kamer, ludzi od oświetlenia i samych aktorów. Któregoś dnia miała dosyć i w połowie sceny wyszła z wytwórni.
- Alva! - usłyszała głos Maurycego, który wybiegł za nią zdenerwowany.
- Pieprz się, Stiller! - odkrzyknęła ledwie hamując łzy.

Cały tydzień nie przychodziła na plan nie mogąc zebrać się na odwagę. Maurycy ją wykańczał fizycznie i psychicznie. Chciała aby to Acke reżyserował ten film, ale nie mogli nagle zmienić wszystkiego, bo ona była zbyt wrażliwa.
Przyszła na plan piątego stycznia tysiąc dziewięćset dwudziestego pierwszego roku.  Po tygodniu przerwy. Jak gdyby nigdy nic poprosiła jedną z kobiet, aby ją umalowała i ubrała ponieważ wraca na plan.
Kiedy Stiller ją zobaczył pokręcił tylko przecząco głową, ale nie komentował. Wzięli się do roboty.
Maurycy nie krzyczał, ale widziała, że był zdenerwowany. Dopiero kiedy mieli przerwę dowiedziała się od Nilssona dlaczego.
- Stiller szuka swojej muzy - rzekł zapalając papierosa - Młodej dziewczyny, którą będzie mógł wykreować pod swoje dyktando.
- Jak rozumiem jeszcze jej nie znalazł?
- No nie - Acke uśmiechnął się.
Alva westchnęła ciężko, po czym zapytała :
- Myślisz, że jestem gruba?
Mężczyzna zlustrował ją od góry do dołu po czym zaśmiał się serdecznie.
- Nie kochanie, nie jesteś.
- Stiller ciągle wyzywa mnie od grubasów. Może nie mam idealnej figury, ale...
- Alva, daj spokój. Jesteś idealna, a gdyby Stiller znów cię beształ poślij go w diabły. Tak jak ostatnio
- puścił jej oko.
Na wspomnienie tego jak potraktowała Stillera zrobiło jej się gorąco. Przecież mógł sobie w tym czasie, kiedy ona użalała się nad sobą w domu, znaleźć inną aktorkę. Lepszą. Mimo wszystko jednak nie zrobił tego. Dlaczego? To akurat dla Alvy pozostawało wielką tajemnicą. Może Maurycemu podobała się jej gra tylko nie mówił tego na głos, bo bał się, że pod wpływem komplementów ona się rozleniwi?

Siedziała w kuchni i czytała po raz setny scenariusz do "Uwięzionej jaskółki". Chciała dobrze przyswoić sobie swoją rolę. W filmie wcielała się w Ester - młodą, biedną dziewczynę, która zakochuje się we francuskim szlachcicu, który dostrzega ją pewnego razu na targu. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że Ester jest biedna i żyje dzięki sprzątaniu cudzych domów. Zakochuje się w niej, ale dziewczyna nie wyjawia mu prawdy na swój temat.
- Ciocia Vilhelmina przyjeżdża dzisiaj - głos matki wyrwał ją z zamyślenia.
Alva przewróciła oczami.
- Nie waż się jej mówić, że jesteś aktorką i w dodatku masz o prawie dwadzieścia lat starszego od siebie mężczyznę, z którym żyjesz bez ślubu - pogroziła jej drewnianą chochlą do zupy.
Dziewczyna przełknęła ślinę, ale wiedziała, że jeśli nie dostosuje się do tego co powiedziała jej matka to pożałuje. Postanowiła się nie kłócić i zachowywać się tak jak kazała. Wzięła ze stołu scenariusz i poszła do swojego pokoju. Nie dane jej było jednak długo studiować swojej roli, bowiem niedługo potem usłyszała głośne pukanie do drzwi, a chwilę potem donośny głos swojej ciotki.
Ciocia Vilhelmina była starszą siostrą jej matki. Miała około sześćdziesięciu lat i była bardzo żywa jak na swój wiek. Alva nie przepadała za nią, bo ciotka była bardzo konserwatywna. Każde odstępstwo od przyjętych norm społecznych doprowadzało ją do szału. Dziewczyna założyła na siebie jedną z sukien, którą niedawno sobie kupiła i wyszła się przywitać.
Ciocia siedziała przy stole i na coś narzekała. Dopiero teraz Alva zauważyła jak bardzo te dwie kobiety są do siebie podobne. Ten sam ton głosu, te same ruchy rąk.
Usiadła na przeciwko kobiety i uśmiechnęła się.
- Twoje rodzeństwo dawno już za mąż powychodziło, a ty dalej u mamy mieszkasz?
Alva przełknęła ślinę.
- Jeszcze mam czas na małżeństwo - powiedziała cicho i niemal poczuła na swojej skórze palący wzrok matki i ciotki.
- Dziecko, jesteś teraz w takim wieku, że możesz mieć każdego mężczyznę. Za dwa albo trzy lata to się zmieni. Ja w twoim wieku miałam już męża i w ciąży byłam.
- Ja się nie nadaję do małżeństwa - rzekła, by ugryźć się w język po chwili.
- A czemuż to? - ciotka wydała się zainteresowana.
Alva popatrzyła na siostrę swojej matki i cicho westchnęła.
- Małżeństwo zabija kreatywność i chęć realizowania swoich marzeń. Szczególnie jeśli jest się jeszcze młodą osobą.
Vilhelmina prychnęła.
- A jakie kobieta może mieć marzenia? Jej obowiązkiem jej urodzenia dzieci i zajmowanie się domem.
- Nie wierzę w to, ciociu, że ty nigdy nie chciałaś być kimś innym, że nie miałaś marzeń. Każdy ma jakieś głęboko ukryte pragnienia.
Vilhelmina popatrzyła na swoją siostrę, która mieszała zupę i starała się nie wdawać w dyskusję, bo wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Alvo droga - głos cioci był przesłodzony i dziewczyna wiedziała, że z trudem hamuje złość - obowiązkiem kobiety jest...
- ...urodzenie dzieci i zajmowanie się domem - dokończyła za ciotkę - Ale ja jednak mam marzenia, które staram się realizować.
- Jakie ty możesz mieć marzenia? - drwiący głos cioci powoli doprowadzał ją do szału.
Alva popatrzyła na matkę, która uderzała drewnianą chochlą w dłoń, jakby pokazywała swojej córce co zrobi gdy ta wygada się o swoim "niewdzięcznym" zawodzie. Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię i biorąc głęboki oddech rzekła:
- Chciałabym skończyć kiedyś szkołę - skłamała. Ciotka w to uwierzyła. Dodała oczywiście, że to nie jest potrzebne, ale już więcej na ten temat nie mówiła.
Miała się u nich zatrzymać przez tydzień. Dla Alvy była to katorga, bo ciągle reprymendy cioci były nie do zniesienia. W dodatku nie mogła skupić się na swojej roli.

Siedziała w małej kawiarni na rogu sztokholmskiej ulicy i wolnymi ruchami mieszała kawę. Umówiła się dzisiaj ze swoją siostrą na babskie pogaduchy. Bardzo dawno się nie widziały i ich stosunki się nieco pogorszyły. Alva chciała to naprawić. Spojrzała za okno i zobaczyła jak Doris przebiega przez ulicę a później wchodzi do kawiarni.
- Cześć - powiedziały jednocześnie.
Doris zamówiła kawę i ciastko i zaczęła opowiadać o swoim synku i mężu. Alva słuchała tego z zainteresowaniem i przez ułamek sekundy poczuła, że zazdrości tego rodzinnego szczęścia swojej siostrze. Wydawała się taka szczęśliwa.
- Nie chcesz się ożenić? - zapytała Doris.
Alva popatrzyła na nią i uśmiechnęła się.
- Najpierw chciałabym zrobić karierę, a dopiero później założyć rodzinę.
- Za kilka lat będziesz za stara żeby jakiś mężczyzna się tobą zainteresował.
- Daj spokój, Doris. Mówisz jak ciotka Vilhelmina.
- Ona ma rację.
- Nie ma i ty też nie.
- Dlaczego zawsze musisz być taka uparta?
- Bo nie rozumiesz, że czuję się szczęśliwa tak jak jest. Bez męża, dzieci i domu na głowie.
- Nie wiesz o czym mówisz. Teraz wydaje ci się, że jesteś szczęśliwa bo kilka gazet o tobie napisało. Ale za dziesięć lat już tak nie będzie. Będziesz za stara żeby grać w filmach i za stara, żeby urodzić dziecko.  I co wtedy zrobisz? Będziesz sama do końca życia?
- Teraz jestem w związku, tak się składa, że szczęśliwym, spełniam swoje marzenia i nie obchodzi mnie przyszłość.
- Oj Alva. Jesteś jak ojciec, który żałował, że zaczął pić na łożu śmierci.
- Przepraszam, ale muszę wracać na plan - powiedziała po chwili.
Ubrała płaszcz i beret i żegnając się z siostrą pojechała do wytwórni. Była zdenerwowana, bo nikt nie rozumiał, że ona jest szczęśliwa bez tego wszystkiego - bez męża i dzieciaków. Mimo tego, że gdzieś tam podświadomie zazdrościła swojej siostrze tego wszystkiego to po chwili namysłu stwierdziła, że nie mogłaby tak żyć. Za kilka lat kiedy zrobi karierę pomyśli o założeniu rodziny, ale teraz kiedy cały świat może leżeć u jej stóp odgoniła od siebie tę myśl.

Obudziły ją jakieś trzaski. Niechętnie otworzyła oczy i zobaczyła, że Acke'a nie ma obok niej. Założyła szlafrok i wyszła z małej sypialni. Nilsson biegał po salonie jak opętany.
- Co się stało? - zapytała zaspana.
Mężczyzna podbiegł do niej i wziął ją w ramiona.
- Dostałem propozycję z Ameryki.
- Co?
- Dzwonił do mnie mój serdeczny przyjaciel, który jest teraz w Berlinie, mówi, że spotkał tam szefa MGM, wiesz tej wytwórni i że poszukują jakiegoś dobrego reżysera i młodej aktorki. Alva, rozumiesz co to oznacza? Jedziemy do USA!
Okręcił się z nią kilka razy dookoła własnej osi po czym pocałował czule.
- Ale najpierw musimy jechać do Berlina, spotkać się z tym szefem i porozmawiać z nim. Nie chcę mieć potem jakiś niespodzianek - Alva nigdy nie widziała, aby ktokolwiek był tak podekscytowany.
- Ameryka... to brzmi poważnie - powiedziała mniej entuzjastycznie niż Acke. Usiadła na fotelu i spuściła wzrok.
- O co chodzi? - zapytał mężczyzna klękając przy niej.
- Jak ty sobie wyobrażasz ten cały wyjazd? Myślisz, że zostawię tutaj rodzinę i przyjaciół? Mam kontrakt na kolejny film, a dopiero kończą się zdjęcia do "Uwięzionej Jaskółki".
Nilsson oparł się o fotel i westchnął. Nie przewidział tego, że Alva nie będzie chciała tam jechać.
- Kochanie - rzekł spokojnie - Wiem, że to trudna decyzja. Pośpieszyłem się trochę, ale proszę cię, przemyśl to.
- Nie, Acke. Nie ma się nad czym zastanawiać. Nie mogę jechać.
- Alva! - wstał gwałtownie - Taka szansa może się nie powtórzyć. Zrobimy tam jeden albo dwa filmy i z powrotem wrócimy do Szwecji.
- Dobrze wiesz, że tak nie będzie.
- Jak chcesz - skapitulował nagle ku wielkiemu zdumieniu Alvy - Ja pojadę z tobą, albo bez ciebie.
- Co?! - ona również wstała.
- Kocham cię, ale nie mogę zmarnować kariery przez jakieś twoje głupie wymówki.
- W porządku. Jedź sobie i możesz do cholery stamtąd nie wracać!
Ubrała się szybko i wyszła z jego mieszkania. Była tak zdenerwowana i zawiedziona, że kiedy wróciła do domu nie potrafiła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.

środa, 4 lutego 2015

"Moja i Twoja nadzieja" cz 2

Kilka dni później pojechała do małej wytwórni filmowej Acke'a Nilssona. Mieściło się ono w Uppsali, czyli o wiele dalej niż ona mieszkała. Poświęciła się jednak i przyjechała tutaj. Nie za bardzo wiedząc czego chce. Przecież to było głupie... Nigdy w niczym nie grała nawet na szkolnych przedstawieniach, dlaczego mieli by ją zaangażować do roli Berty Asther? Kim ta kobieta w ogóle była? Stanęła przed drzwiami wytwórni i głośno wypuściła powietrze. Pchnęła ciężkie drzwi i znalazła się w środku "fabryki gwiazd". Przeszła długim korytarzem, szukając pokoju numer 56, gdzie mieścił się gabinet dyrektora wytwórni.
- Alva? - usłyszała gdzieś za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Nilssona. Zmierzał w jej kierunku - Jednak przyszłaś! - wydawał się dziwnie podekscytowany.
- Postanowiłam spróbować.
Uśmiechnął się do niej ukazując rząd białych zębów. Zaprowadził ją do swojego gabinetu i posadził na kanapie. Poszperał chwilę na biurku i wydał z siebie okrzyk zadowolenia gdy znalazł to czego szukał. Podał jej plik kartek.
- Scenariusz - rzekł.
Miał on około czterdziestu stron.
- Fabuła nie jest zbyt rozbudowana - rzekła, wertując kartki.
- Cóż... Nie ma być rozbudowana, ma przyciągnąć widzów.
Nie chciała nic więcej dodawać, bo bała się, że Acke uzna ją za niewdzięcznice.
Mężczyzna powiedział jej, żeby zapoznała się w domu dokładnie ze scenariuszem.
Postanowił oprowadzić ją po wytwórni. Pokazywał różne plany filmowe, na których obecnie grali różnej maści aktorzy, plenery za wytwórnią i milion innych miejsc. Czuła się tym wszystkim przytłoczona. Kiedy z powrotem szli do gabinetu Nilssona Alva zagadnęła;
- Znudziło się już panu bycie aktorem?
Acke westchnął ciężko i odpowiedział dopiero gdy dotarli pod jego gabinet.
- Któregoś dnia stwierdziłem, że nie mogę całego życia poświęcić jednej rzeczy. Aktorstwo przestało mnie w pewnej chwili satysfakcjonować więc postanowiłem spróbować czegoś innego. Napisałem scenariusz do kilku nic nie znaczących sztuk - zatrzymał się na moment - i nagle dostrzegłem, że ludzie chcą grać, być aktorami, takimi jak ci w Hollywood. Postanowiłem im to umożliwić, Założyłem wytwórnię parę lat temu. Może z dwa?
Usiedli na kanapie i przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Jutro przyjdź tutaj o jedenastej.
Pokiwała głową na znak zgody.

Przychodzenie gdziekolwiek na czas zawsze sprawiało jej problemy. Nie było dnia żeby się gdzieś nie spóźniła, Czasami z własnej winy bo zaspała, czasami przez to, że ulice były nie przejezdne. Tego dnia spóźniła się, ponieważ rano pomagała matce w różnych sprawach domowych. Straciła zupełnie poczucie czasu. Do wytwórni dojechała gdzieś przed dwunastą. Weszła szybko do środka.
- Gdzie ty się podziewałaś?! Czekam na ciebie! - Nilsson był wyraźnie zdenerwowany - Greta cię ubierze i umaluje, a potem migusiem na plan.
Pociągnął ją za rękę, ale nagle gwałtownie się zatrzymała przytłoczona tym wszystkim.
- Panie Nilsson, ja nigdy w niczym nie grałam.
Acke spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami i cmoknął kilka razy.
- Nigdy?
- Nigdy.
- Do mojego gabinetu! - zarządził, a ona jak potulny piesek poszła za nim ze spuszczoną głową, wstydząc się tego, że nie poinformowała go o tak istotnym szczególe jakim był fakt, że nie ma pojęcia od czego zacząć.
Stanęła po środku małego pokoiku i wodziła wzrokiem za Nilssonem. Mężczyzna przechadzał się po gabinecie wte i z powrotem próbując zebrać myśli.
- Nie dobrze, chciałem zacząć zdjęcia już za dwa dni jeśli dobrze pójdzie - myślał na głos - w takim wypadku, kiedy ty nic nie wiesz produkcja się opóźni. Trzeba cię będzie nauczyć grać!
- Może poszuka pan aktorki, która zna się na aktorstwie?
- Nie, z nimi pracuje się bardzo ciężko.Zresztą potrzebuję kogoś młodego.
- Skoro nie potrafię grać...
- Wszystkiego idzie się nauczyć, skarbie.
Uśmiechnął się do niej.

Kolejne dwa tygodnie były bardzo pracowite. Codziennie rano przychodziła do mieszkania Acke Nilssona w celu nauczenia się sztuki jaką było granie przed kamerami. Nilsson jako aktor znał się na tym co robi więc w pełni mu zaufała. Razem studiowali scenariusz do Berty Asther, której produkcja miała ruszyć na niecały miesiąc.
- Aby osiągnąć symbiozę z postacią, w którą się wcielasz, musisz najpierw dobrze rozważyć różnice pomiędzy twoim charakterem, a charakterem postaci, w którą się wcielasz. Musisz się w nią wcielić pod względem fizycznym i psychologicznym, ale równocześnie oddzielić charakter bohatera od swojego charakteru, rozumiesz?
Alva spojrzała na niego oszołomiona tym wszystkim. Acke westchnął.
- Alvo, to są podstawowe umiejętności, które każdy aktor powinien posiadać. Bez tego daleko nie zajdziesz.
Przytaknęła i słuchała dalej.
- Berta Asther jest osobom naiwną i chorobliwie zakochaną w swoim sąsiedzie. Cała jej osoba nie jest skomplikowana, dlatego łatwiej się w nią wcielić. Nie musisz szukać ukrytych cech i podtekstów - usiadł na kanapie i zapalił papierosa.
Alva pomyślała przez chwilę. Jak to nie jest skomplikowana? Każda postać na swój sposób jest skomplikowana. Każda. Bez wyjątków. Dziewczyna wierzyła, że Berta Asther również.

Za oknem było szaro. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu Alva poczuła, że jej życie toczy się zbyt szybko. Wszystko co się stało przez ostatnie cztery miesiące było niczym sen. Piękny, niekończący się sen z którego nie miała ochoty się budzić. Ale dzisiaj... dzisiaj było zupełnie inaczej. Jakby zelżała w niej chęć spełniania marzeń. Nigdy czegoś takiego nie czuła.
Z trudem podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju, który kiedyś dzieliła ze swoim rodzeństwem. Matka krzątała się w kuchni. Nie zwróciła nawet uwagi na Alvę, która stała w kuchennym wejściu.
- Przyjdziesz dzisiaj? - zapytała Alva niepewnie,
Gruba sylwetka matki odwróciła się w jej stronę.
- Po co?
- To mój pierwszy film... chciałabym, żebyś zobaczyła jak gram.
Popatrzyły na siebie z lekką nienawiścią. Ostatnio ich stosunki nie układały się najlepiej. Mama nie popierała tego, że jest córka postanowiła uprawiać tak niewdzięczny zawód jakim było aktorstwo, toteż ciągle robiła jej jakieś wyrzuty i starała się wybić ten "poroniony" pomysł z głowy.
- Dzisiaj idę do pana Carlssona posprzątać. Nie wiem o której wrócę.
Dziewczyna nie chciała więcej prosić matki o tak drobną przysługę więc skapitulowała. Ubrała się szybko i wyszła z domu z postanowieniem, że nie rozpłacze się jak małe dziecko. Wsiadła do tramwaju i pojechała do Nilssona. Ostatnio tylko z nim potrafiła się porozumień. Jego mieszkanie mieściło się nad sklepem mięsnym. Z okna miał widok na ulicę i inne budynki. Zapukała do jego drzwi. Po chwili stanął w progu ubrany w sam szlafrok. Bez zbędnego gadania wpuścił ją do środka, jakby przeczuwał, że coś jest nie tak.
Stanęła w małym saloniku i przyglądała się panu Nilssonowi, który zbierał porozrzucane ubrania.
- Usiądź - powiedział.
Usiadła na kanapie i nie wiedziała od czego ma zacząć rozmowę. Dopiero teraz doszło do niej, że nie miała konkretnego celu, aby przyjechać aż do Uppsali.
- Jak samopoczucie przed twoim wielkim dniem? - zapytał.
- Chyba dobrze, chociaż trochę się boję.
- Nie masz czego.
Posłał jej niewyraźny uśmiech. Wstał nagle, jakby sobie o czymś przypomniał. Zniknął w swojej sypialni, by po chwili wrócić z wielkim pudłem w rękach.
- Otwórz - rzekł.
Wzięła od niego pudło i z drżącymi rękami odpakowywała zawartość.  Chwilę później jej oczom ukazała się najpiękniejsza suknia jaką w życiu widziała.
- Przymierz.
Zawahała się, ale pod naporem jego przenikliwego wzroku uległa. Poszła do łazienki. Stanęła przed wielkim lustrem. Założyła na siebie czarną wieczorową suknię, która sięgała jej do kostek. Leżała na niej idealnie, czuła zimno satynowego materiału, który spływał po jej ciele niczym woda.
Wyszła z łazienki i stanęła przed Nilssonem, który uśmiechnął się i pokiwał z aprobatą głową.
- Będziesz dzisiaj lśnić, moja droga.

"Dzień Berty Asther" okazał się całkiem dobrym filmem. Gazety zauważyły młodziutką aktorkę, która urzekła widzów swoją naturalnością i swobodą gry aktorskiej. Kilka gazet stwierdziło, że Alvę Berg czeka świetlana przyszłość i że takiego talentu nie należy zmarnować.
Acke i Alva wzięli sobie do serca słowa dziennikarzy i postanowili nakręcić jeszcze jeden film. Tym razem nowa gwiazda dostała swój pierwszy kontrakt, gwarantujący dwa tysiące koron za następny film. Ze łzami w oczach podpisywała go. Do domu wróciła jak na skrzydłach. Pochwaliła się matce, która powiedziała tylko żeby uważała.
Acke Nilsson szukał natchnienia do wyreżyserowania następnego filmu. Szukał w powieściach, nawet i w gazetach, do których ludzie czasem wysyłali swoje opowiadania. Nic jednak nie umiał znaleźć a czas gonił.
Któregoś lipcowego dnia do jego gabinetu weszła Alva. Uśmiechnął się na jej widok, choć wcale do śmiechu mu nie było.
- Stało się coś?
Westchnęła teatralnie i spojrzała na niego.
- Zakończyliśmy Bertę Ather kilka miesięcy temu. Powiedziałeś, że swoją gażę dostanę jak okaże się, że film jest dobry. Okazał się dobry, a pieniędzy nie dostałam.
- Alvo... powiedziałem, że dostaniesz to dostaniesz. Spokojnie.
- Agnes powiedziała, że też jej nie zapłaciłeś. Tak samo jak Carl. O co chodzi?
Acke wydawał się zmartwiony.
- Svensk Filmindustri chce nas wykupić.
- Co?
- Od prawie pół roku wytwórnia nie przynosi żadnych znaczących zysków. Mimo tego, że ostatni film okazał się sukcesem to...  Nie mam za co zapłacić aktorom, reżyserom...
- A co do tego ma Svensk?
Acke przetarł czoło ręką i popatrzył na Alvę.
- Tworzą wielką filmową wytwórnię. Połączyli się już z Svenska Bio i Skandii. Moja wytwórnia jest dla nich kolejnym celem. Dowiedzieli się, że podupadamy i przyszedł dzisiaj do mnie ten cały dyrektor. Zaproponował mi pomoc w kłopotach - zaśmiał się ironicznie.
Berg patrzyła na niego z mieszanymi uczuciami. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Nic nie wiedziała o przemyśle filmowym, jakimi prawami się rządzi, dlatego też nie odzywała się kiedy Acke skończył mówić. Co miała powiedzieć?
- A ty co o tym myślisz?
Alva przełknęła ślinę. Przez jej głowę w ciągu sekundy przeleciało tysiąc myśli. Wybrała w końcu jedną z nich i cicho wypowiedziała ją na głos.
- Może warto spróbować? Pewnie mają dla ciebie jakąś ciekawą posadę.  Zrobisz z nimi kilka filmów, a potem znów spróbujesz swoich sił jako dyrektor wytwórni filmowej.
- Chcą żebym był reżyserem. Oczywiście aktorzy z mojej wytwórni przeszli by do Svensk Filmindustri... jeżeli by chcieli. Ale to ta wytwórnia jest całym moim życiem. Kiedy ją założyłem chciałem być tak jak ci w Ameryce, rozumiesz? Chciałem robić wspaniałe filmy, mieć z tego kupę pieniędzy...
- Acke - uciszyła go - Za kilka lat spróbujesz swoich sił ponownie, a teraz zgódź się na to co ci zaproponowali.
 Pokiwał głową, ale Alva wiedziała, że nie jest jeszcze zdecydowany. Wahał się. ale wiedział, że należy się zgodzić na to co mu proponowano.

niedziela, 1 lutego 2015

"Moja i Twoja nadzieja" cz 1

Usłyszała dzwonek telefonu zaraz po tym jak skończyła się audycja w radiu. Z kompletnym osłupieniem i ze łzami w oczach odkopała dzwoniące urządzenie spod sterty książek i papierów.
- Halo?
Po drugiej stronie usłyszała melodyjny głos swojej przyjaciółki.
- Gratuluje - wyszeptała.
Lekko przygryzła dolną wargę, starając się stłumić szloch. Tyle straciła... Mogła tam być, mogła być gwiazdą wieczoru.
- Halo, Alva... jesteś tam? - Mercedes wydawała się wyraźnie zaniepokojona.
- Jestem, ale odezwę się później.
Szybko odłożyła słuchawkę i ciężko opadła na fotel. Miała ochotę krzyczeć, choć nigdy tego nie robiła. Nie krzyczała, nie buntowała się. Nie potrafiła.
Wyczuła obecność swojego męża obok siebie. Podniosła spuszczoną do tej pory głowę i popatrzyła na Jeffa. Przystojny blondyn z charakterystycznym wąsikiem w tym momencie sprawiał wrażenie człowieka nazbyt spokojnego.
- Kto wygrał? -zapytał, ale Alva wiedziała, że nie pyta dlatego, że go to interesuje tylko dlatego aby sprawdzić czy ona wie.
Zawahała się.
- Ja - wyszeptała za chwilę.

Rok 1913 niósł ze sobą wiele cierpień. Począwszy od zbliżającej się wielkimi krokami wojny o której czytała w gazecie, kończąc na chorobie taty. Nie wiedziała czy wizja wojny przerażała ją tak bardzo jak to, że może w każdej chwili stracić jedyną bratnią duszę. Zresztą co tam wojna! Szwecja była zbyt daleko, żeby brać w niej czynny udział. Mało kto wiedział tam za morzem, że istnieje takie państwo. Nie miała się czego obawiać,
Zima nie była zbyt przyjemna w tym roku. Zła pogoda dawała się jej we znaki. Siedziała na śniegu, niedaleko małego jeziorka, w którym łowiła z ojcem ryby od czasu do czasu i przyglądała się naturze. Nie było w niej nic zaskakującego. Łyse drzewa wyglądały przerażająco, w dodatku zaczynało się ściemniać, więc wyobraźnia Alvy pracowała na najwyższych obrotach.Wszędzie widziała zbliżające się potwory, ale postanowiła, że nie ucieknie tak jak zwykle.
Poczuła jak jej tyłek zamarza. Wstała i przeszła się parę kroków. Lubiła tu przychodzić. Nie było tutaj tych, którzy ją wyzywają, ani matki czy rodzeństwa. Była sama. Sama ze swoimi myślami i uczuciami. Samotność była w ostatnim czasie jej najlepszą przyjaciółką. Przychodziła niespodziewanie i zostawała z Alvą na bardzo długo. Na dłużej aniżeli by sobie życzyła.
Było już kompletnie ciemno, gdy jakieś zwierze wyskoczyło z krzaków i przestraszyło dziewczynkę na śmierć. Co sił w nogach pobiegła do domu.
Od razu na wejściu pożałowała, że wróciła.
- Ciągle chlejesz! - mocny głos matki roznosił się po mieszkaniu i odbijał echem w jej głowie.
Nie usłyszała co odpowiedział tata. Pewnie nic. On z reguły był bardzo małomówny. Alva nie wierzyła, że matce chodzi tylko o to, że ojciec topi smutki w kieliszku. Mimo swoich jedenastu lat potrafiła ocenić, że ojciec jest nad wyraz nieszczęśliwy i zagubiony. Przemknęła szybko do pokoju, który dzieliła z dwójką starszego rodzeństwa - Svenem i Doris. Siedzieli każde w swoim kącie. Doris czytała, a Sven zlepiał model samolotu. Kiedy weszła do pokoju oboje na chwilę podnieśli wzrok.
- Gdzie ty się szlajasz? Matka się denerwowała - głos Svena przechodził właśnie mutację i brzmiał piskliwie.
Alva nie odpowiedziała. Położyła się na łóżku, zakrywając się cała kołdrą. Pragnęła być gdzieś indziej. Nie słyszeć krzyczącej matki, ani nie musieć patrzeć na ojca, który pił. Mimo, że kochała go najbardziej ze wszystkich na świecie, to musiała przyznać sama przed sobą, że kiedy pił to miała ochotę wydrapać mu oczy.
Nie wiedziała nawet kiedy zasnęła. Śniła o pomarańczach, które były w całym jej pokoju. Czuła ich zapach i nawet we śnie pragnęła, aby choć jedną skosztować. Zawsze kiedy brała którąś do ręki ktoś perfidnie ją budził. Wierzyła jednak, że któregoś dnia obudzi się, a obok niej w dużym koszu będą pomarańcze. Soczyste i słodkie. Takie o których marzy każdej nocy.

Ludzie nie byli zbyt hojni więc na bilet do teatru musiała zbierać prawie trzy tygodnie. Roznoszenie ulotek i gazet to nie była praca marzeń, ale kiedy ją zaczęła czuła się dorosła, chociaż miała zaledwie trzynaście lat. Kiedy nazbierawszy odpowiednią kwotę udała się do teatru w celu kupna wymarzonego biletu i spotkała swoje koleżanki z rodzicami poczuła się trochę głupio. Widziała wzrok dziewczynek, które mierzą ją od góry do dołu, jakby była jakimś towarem. Rodzina Alvy nie mogła sobie pozwolić na chodzenie razem do teatru. Ich fundusze były bardzo ograniczone. Wcale jednak jej to nie bolało. Była szczęśliwa będąc sama. Alva przywitała się z rodzicami dwóch koleżanek po czym udała się na salę. Usiadła w drugim rzędzie i zafascynowana przyglądała się scenie na której jeszcze nikogo nie było. mimo wszystko ta pustka była cudowna. To napięcie, które z sekundy na sekundę przeradzało się w błogie oczekiwanie było tym co czuła za każdym razem gdy przychodziła tutaj. Nagle wszystkie światła pogasły i na sali zapanowała cisza. Na scenę powoli zaczęli wychodzić aktorzy. Śledziła ich ruchy na scenie marząc, że kiedyś zagra na niej i będzie poruszać się tak samo cudownie i swobodnie jak oni. Zastanawiała się czy nie mają tremy. Przecież występy przed publicznością zawsze wiążą się ze stresem, a oni wyglądają tak jakby w ogóle nie dostrzegali, że pod sceną siedzą jacyś ludzie, którzy uważnie ich obserwują.
Przez scenę przewijało się kilku aktorów, których znała, bo często grywają w tym teatrze. Kolekcjonowała nawet ich zdjęcia, które wycinała z gazet gdy tylko miała ku temu okazję. Sztuka jednak w końcu się skończyła i Alva niechętnie oderwała wzrok od aktorów i aktorek. Ukłonili się i zniknęli za sceną. Dziewczynka w jednej sekundzie zawróciła spod drzwi wyjściowych, przecisnęła się pod prąd przez tłum i znalazła się ponownie pośrodku opuszczonej sali. Weszła na scenę po małych schodkach, które były schowane tak, że mało kto wiedział, że istnieją i powolnym krokiem z bijącym mocno sercem weszła do garderoby gdzie aktorzy przebierali się w swoje normalne ubrania. Nie zwracali na nią uwagi. Ona szukała jednej osoby. Osoby, która interesowała ją już od jakiegoś czasu. Siedział przy lustrze i wpatrywał się w swoje odbicie. Kiedy ją dostrzegł zrobił posępną minę i cicho powiedział :
- Czego chcesz?
Acke Nilsson był mężczyzną około trzydziestki. Przystojny o świecących blond włosach i z muskularną sylwetką wyglądał jak grecki bóg. Jego rysy były aż nad wyraz regularne.
- Chciałam z panem porozmawiać - jej subtelny dziewczęcy głosik ginął w hałasie, który tam panował.
Podeszła bliżej.
- Nie mam zwyczaju rozmawiać z małymi dziewczynkami - wypowiedział te słowa dosyć dobitnie i Alva poczuła, że chce się jej jak najszybciej pozbyć.
Ona jednak nie dawała za wygraną.
- Interesuje mnie praca jako aktorka.
Acke zaśmiał się, jakby to co powiedziała było faktycznie aż takie zabawne. Ona całą tę sprawę traktowała bardzo poważnie.
- Oj dziecko, dziecko - powiedział łapiąc ją za ramiona - Musisz poczekać jeszcze kilka lat.
- Kilka lat, to znaczy ile?
Zastanowił się, po czym zniżonym głosem powiedział :
- Co najmniej dziesięć.
Nagle coś w niej wybuchło. Odsunęła się od niegdyś lubianego aktora i patrząc mu głęboko w oczy, rzekła :
- Za dziesięć lat to będę znana na całym świecie i będę miała gdzieś wasz obsrany teatr!
Słowo "obsrany" usłyszała od ojca, który powiedział, że "Życie jest bardziej obsrane niż możesz to sobie wyobrazić, Alva".
Wybiegła z teatru poprzysięgając sobie, że już nigdy tam nie wróci i zapomni, że istniał ktoś taki jak Acke Nilsson.

Dzień przed jej piętnastymi urodzinami weszła do pokoju ojca, który był już tak bardzo chory, że z trudem przychodziło mu mówienie. Usiadła na skraju łóżka i popatrzyła na jego zniszczoną twarz. Spał spokojnie, ale jakby wyczuwając, że Alva patrzy na niego otworzył oczy.
- Jak się czujesz, tatku?
Uśmiechnął się z wysiłkiem.
- Lepiej nigdy się nie czułem - zażartował i zaraz zaczął kaszleć.
Kaszlał długo, a gdy atak ustał znów przymknął oczy. Chciała posiedzieć przy nim jeszcze chwilę, ale usłyszała kroki matki i szybko wstała od konającego ojca. Nie zdążyła jednak wyjść, bo mama weszła do pokoju.
- Mówiłam ci, żebyś tutaj nie wchodziła.
- Już idę - powiedziała w stronę matki, a w drzwiach obróciła się jeszcze do ojca i wyszeptała :
- Pa, tatku.

Chyba nigdy w życiu nie czuła się tak parszywie jak dzisiaj. Ból, który rozdzierał jej serce był nie do zniesienia. Siedziała samotnie w swoim pokoju, pragnąc umrzeć tak jak jej tata kilkadziesiąt minut temu. Pragnęła tego tak bardzo, że była gotowa iść tam gdzie on. Była jednak zbyt tchórzliwa.
Myśl o tym, że nie będą już rozmawiać, łowić razem ryb i chodzić na długie spacery bolała ją okropnie. Nie mogła uwierzyć, że to się skończyło. Przecież to nie mogła być prawda! Ojciec za chwilę wejdzie do jej pokoju i powie, żeby poszła razem z nim nad jezioro, albo nic nie powie. Będzie tam stał a ona dostrzeże aluzję i pójdzie wszędzie gdzie on zapragnie. Nawet na koniec świata. Byle obok niego. Z nim. Przecież ludzkie życie nie może być aż takie kruche, nie może kończyć się w ułamku sekundy.
Teraz nie hamowała już łez. Spływały po jej policzkach, kapiąc co chwilę na ziemię i robiąc mokrą plamę. Pragnęła krzyczeć na cały głos, o tym jakie życie jest niesprawiedliwie, że zabiera wspaniałych ludzi, ale słowa tak ciężko przechodziły jej przez gardło...
- Alva - cichy głos matki wdarł się do jej podświadomości.
Nie chciała na nią patrzeć. Nie mogła.
Matka usiadła obok niej na podłodze i objęła ją ramieniem. Nigdy tego nie robiła, więc Alva czuła się zakłopotana, ale nie to miało teraz znaczenie.
- Sven i Doris nie mogli tego znieść, dlatego poszli się przejść. Zostałyśmy same.
- Kochałaś ojca?
Kobieta popatrzyła na swoją córkę, jakby jej słowa nie bardzo dochodziły do niej.
- Kochałam.
- To dlaczego zawsze na niego krzyczałaś?
- Alva... Twój ojciec za dużo pił. Czasem to wszystko mnie przerastało.
Matka zawahała się na moment, po czym dodała:
- Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam. Miałam wyjść za wspaniałego człowieka, który zaopiekuje się mną, a zamiast tego poślubiłam mężczyznę, który miał zbyt słabą wolę, który był zbyt słaby. Potem urodził się Sven... Doris i ty i moje życie, nasze życie zamieniło się w rutynę. Może to miałam za złe twojemu ojcu? Sama nie wiem.
Słuchała mamy uważnie i przez ułamek sekundy pomyślała o tym, że ona, tak jak i jej rodzeństwo staną się dla matki teraz ciężarem... a może zawsze nim byli?

Po śmierci ojca zrezygnowała ze szkoły i poszła do pracy. Imała się wielu zawodów. Była sprzątaczką, "dziewczyną od namydlania" i sprzedawczynią w sklepie z kapeluszami. Sytuacja w jej domu nie wyglądała zbyt kolorowo. Odkąd Sven i Doris się wyprowadzili i założyli własne rodziny nie odwiedzali już tak często matki, którą samotność coraz bardziej przybijała. Zostały we dwie. Matka zajmowała się domem, a ona pracowała. Przyzwyczaiła się do takiego układu.
Stała za ladą domu towarowego. Przeglądała gazetę, gdy dzwonek u drzwi nagle się ożywił. Podniosła głowę i ujrzała znajomą postać. Mężczyzna zniknął za regałami z ubraniami, a ona wodziła jeszcze przez chwilę za nim wzrokiem. Kiedy nie umiała już go dostrzec, ponieważ sterty ubrań jej to uniemożliwiały, ponownie zajęła się lekturą.
- Alva!- usłyszała tubalny głos swojego przełożonego. Jak na komendę wstała i stanęła na baczność.
Gruby mężczyzna z długim wąsem podszedł do lady i wysyczał:
- Może pomogłabyś panu?
Skinieniem głowy wskazał na mężczyznę krążącego między spodniami i bluzkami. Wyszła zza lady i podeszła do mężczyzny, który przykładał do swojego tułowia górę od smokingu.
- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmie.
Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i zamarł, ona również. Mimo, że minęło tyle lat oni się poznali...  zresztą nie trudno zapomnieć kogoś kto w wieku lat trzynastu zwymyślał jednego z lepszych aktorów.
- No proszę, proszę - rzekł cmokając.
- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała po raz kolejny.
Uśmiechnął się dziwnie i zdjął z wieszaka niebieską marynarkę.
- Nie wiem w której będzie mi lepiej. W tej, czy w tej.
- Wydaje mi się, że w czarnej.
Przełknęła ślinę.
Acke Nilsson... Boże! Ile by dała, żeby nigdy więcej nie spotkać tego człowieka. A on się zjawia. Nagle. I jak gdyby nigdy nic chce kupić smoking w sklepie, w którym ona pracuje.
Czy to zbieg okoliczności?
- Zaimponowałaś mi wtedy, mała - powiedział.
Popatrzyła na niego niepewnie.
- Chciałem cię wtedy zatrzymać, ale tak szybko wyszłaś, że nie dogoniłbym cię.
- Może to i lepiej?
- Dalej myślisz o aktorstwie?
Tak dawno się nad tym nie zastanawiała... Właściwie ostatni raz kiedy ojciec jeszcze żył, czyli jakieś trzy albo i cztery lata temu.

Siedzieli przy stole. Ona i tatuś. Grali w karty i co chwilę się kłócili. Kiedy ojciec zaczął wygrywać zrezygnowała z gry. Oparła się wygodnie o krzesło i ze smutkiem powiedziała:
- Boję się, że nikim ważnym nigdy nie zostanę. 
Ojciec popatrzył na nią dobrodusznie. Akurat mijał trzeci dzień odkąd nie tknął ani kropelki alkoholu. Była z niego dumna. 
- Dlaczego tak myślisz? 
- Bo nic nie umiem. 
Zaśmiał się.
- Umiesz, całkiem szybko biegasz i nieźle grasz w piłkę nożną. 
- Oj, tato. Nie o takie umiejętności mi chodzi. Nie umiem ani śpiewać, ani tańczyć... 
- Na pewno jest coś co umiesz i lubisz robić.  
Przeanalizowała w myślach wszystkie rzeczy, które lubi robić. 
- Kiedyś chciałam być aktorką. 
- Całkiem nieźle, a da się z tego wyżyć?
Wzruszyła ramionami. Nie interesowały jej takie przyziemne sprawy. 
Ojciec westchnął i rzekł: 
- Ważne żeby robić to co się kocha, inne sprawy się nie liczą. Pamiętaj. 

- Bo ja wiem? - wróciła myślami to teraźniejszości.
- Masz całkiem niezłą buźkę i figurę. Może coś by się dało z ciebie ulepić - pomyślał na głos.
- Panie Nilsson... Byłam wtedy dzieckiem i wydawało mi się, że wystarczy iść do jednego aktora, żeby zostać znaną i lubianą osobą. Teraz nie mam czasu na zajmowanie się pierdołami.
- Oj,  co tak poważnie? - wyciągnął z kieszeni spodni prostokątne pudełeczko i podał jej je.
Spojrzała na dane, które tam widniały.
- Szukam kogoś do mojego nowego filmu "Dzień Berty Asther", nadawałabyś się. Pomyśl o tym.
Skasowała mu zakupy, po czym Acke wyszedł ze sklepu, na odchodnym puszczając do niej oczko.
Jeszcze raz popatrzyła na wizytówkę i zaśmiała się w duchu. Może to jest jej czas?

sobota, 24 stycznia 2015

Informacja!

Witam!
Chciałabym wam bardzo podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem "Złego zakładu"... pod ostatnim i pod każdym innym. Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło wam do gustu.
Jestem bardzo wdzięczna za to, że poświęciliście swój cenny czas, żeby przeczytać moje wypociny ;)
1.02. o godzinie 10:00 pojawi się pierwsza część opowiadania pt. "Moja i Twoja nadzieja"
Zapraszam więc was serdecznie.
Pozdrawiam!